Miłość w kapeluszu

Miłość w kapeluszu

4 lutego 2011

|doce|



... Brnąc coraz dalej w to zakochanie ...


- Już jestem – stanął obok mnie.
- I jak wywiad?
- A dobrze. Jak mnie zachwalali.
- Uważaj, bo popadniesz w samozachwyt – szturchnęłam go.
- Nie grozi mi to. Powiedziałem, że to nie tylko moja zasługa.
- Alek… Coś ty im nagadał? – przestraszyłam się.
- Nie mam zamiaru cię ukrywać. Przecież mi pomogłaś.
- Ale po co ci to było? Ja nie chcę rozgłosu… – zmartwiłam się.
- Oj Martusiu, spokojnie – przytulił mnie, a mi o dziwo było lepiej. – Nie będzie źle. Pamiętaj, że masz mnie.
- Serio?
- Tak. Od teraz jestem twoim opiekunem.
- Ooo. A to na jakiej podstawie?
- Bo… bo… bo dzięki tobie dobrze gram.
- Wybrnąłeś. Niech ci będzie – pokręciłam głową z uśmiechem.
- Gołąbki! Rozczepcie się na chwilę, bo trener wzywa na odprawę.
- Nie przeginaj Buszu! – wytknęłam język i ryknęłam śmiechem.
- Dorota, weź nią się zaopiekuj, bo chyba coś nie tak – rzucił brunet.
- Marta, opanuj się.
- Dobrze, już dobrze. Pełen spokój.
- O ile na Alka miłość wpływa dobrze, o tyle o ciebie się martwię – zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Taaa… Na ślubnym kobiercu albo jak cię wybrzuszy, to też tak powiesz?
- Doroto! Nie przeginaj!
- No co? Przykłady z życia podaję.
- Mi kraczesz, a sama się doczekasz.
- To nie było śmieszne – warknęła.
- Nie? Mi się podobało.

           Dorota pojechała z Buszkiem, a mnie Alek wpakował do swojego samochodu.
- Naprawdę bym się z chęcią przeszła.
- Oj tam. Chłodno jest, nie możesz się rozchorować.
- No niech ci już będzie. Mam nadzieję, że mnie nigdzie nie wywieziesz.
- Oczywiście, że jedziemy do lasu. Przywiążę cię do drzewa, rozbiorę…
- Skończ!
- Oj przyznaj, że byś chciała.
- Puknij się w czoło.
- I po co te nerwy? Odwiozę cię pod dom.
- Od razu lepiej brzmi.
- A po drodze nie ma jakiegoś lasu? – przekomarzał się, odpalając silnik.
- Nie widziałam, ale znając ciebie to jakiś znajdziesz.
- Wiadomo, bo ja zdolny jestem.
Niebawem zatrzymał samochód.
- Jesteśmy na miejscu.
- Dziękuję za transport. Dobranoc – chwytałam za klamkę, gdy jego dłoń dotknęła mojej.
- Poczekaj, chciałbym cię o coś zapytać.
- Tak? – spojrzałam na niego. Trzymał moją dłoń w swoich i nad czymś się zastanawiał.
- Czy mógłbym być twoim opiekunem…
- Przecież się zgodziłam – przerwałam mu.
- … bo ty byłabyś moją dziewczyną? – skończył, a mnie zatkało.
- Alek…
- Wiem, wiem, że to być może za szybko, ale ja nie chcę czekać. Kocham cię już teraz.
- Jeżeli, to co mówisz, to prawda…
- Najszczersza. Nie żartowałbym z takiej sprawy.
- … to jestem skłonna się zgodzić.
- Czyli tak? – spytał zaskoczony.
- No tak – zawstydziłam się lekko.
- To mój szczęśliwy dzień! A ty jesteś moim szczęściem!

          Złączył nasze usta w pocałunku. Po raz pierwszy całowaliśmy się jako para. Było magicznie.
- Nie wiem, czy będę mógł zasnąć, ale tobie życzę kolorowych snów – wyszeptał tuż przy moich ustach.
- Uwierz, że ja też nie, ale dobrej nocy Alusiu.
- Cudownie to brzmi w twoich ustach.
- Zatem tak ci będę mówić, Alusiu – musnęłam go po raz ostatni i wyszłam.

          Ledwo przekroczyłam próg, a już rozdzwonił się mój telefon.
- Cześć siostra. Jakby co, to możesz zaprosić Alka na kolację… ze śniadaniem, bo ja zostaję u Rafała, także…
- Och, jakże mi przykro, już pojechał – udałam zmartwioną.
- Przepraszam, że się spóźniłam. Nadrobicie kiedy indziej – zachichotała.
- Udam, że nie słyszałam. To wam życzę upojnej nocy, żeby Buszek stanął na wysokości zadania.
- On zawsze staje! Jemu też stoi… Aaa… Mniejsza z tym. Dobranoc.
- Dobranoc.

„Przytul mnie. Kompletnie nie mogę zasnąć. Nawet nie ziewam. Za to, gdy zamknę oczy, widzę ciebie. Masz na to lekarstwo?”

„Hmm… Dolega mi prawie to samo, ale ja widzę jakiegoś przystojnego bruneta w pasiaku. Chyba jakiś więzień. Co o tym myślisz? Nie, nie znam lekarstwa.”

„Wiesz… A od kiedy w więzieniach chodzą w biało-czerwonych paskach? Ja chyba wiem, co by pomogło…”

„Ooo… Wiesz, co mi się śniło? Jestem ciekawa, co.”

„Jeżeli ten brunet był przystojny, to byłem to ja. Jakbyś była obok, może bym zasnął.”

„ Nie, to chyba nie ty. Był ładniejszy od ciebie. Nie kuś, nie kuś.”

„I teraz się obrażam, o! To niby, który z drużyny jest ładniejszy ode mnie? A muszę, bo może cię skuszę.”

„Skoro jesteś obrażony, to nie mam się co skuszać. A noo… Michał na przykład albo Matej.”

„Chyba sobie kpisz? To czemu z nimi nie jesteś? Jak przyjdziesz, to się może odobrażę…”

„No naprawdę są nieźli. A bo oni są tylko ładni, a znam jednego, co jest ładny i jeszcze kochany. Nie będę ryzykować.”

„Jestem kochany? Oj za to zasłużyłaś na buziaka:* dobrze, już dzisiaj nie tłucz się, ale jutro musimy się zobaczyć. No to już ładnie zamykaj oczka i przykryj się kołderką.”

„ Jutro odbiorę należność ;p dobrze, kochany Alusiu. Ty za to rączki na kołderkę i śpij grzecznie jak twój synek.”

          Cudownie uczucie. Obudzić się i poczuć się kochanym. Nawet na przekór prognozom pogody, zaświeciło słońce. Uśmiechnęłam się sama do siebie i leniwie przeciągnęłam. Ktoś chciał się do mnie dodzwonić.
- Słucham?
- Tu twój osobisty, seksowny budzik. Słońce już wstało, ty też powinnaś.
- Mmm… Takiego głosu mogłabym słuchać cały dzień. Już, zaraz się wynurzę spod kołderki.
- No nie stać mnie na takie rozmowy, ale zawsze możesz do mnie przyjść. Wtedy mogę ci nawijać.
- Co ty mnie tak zwabiasz do twojego domu? – zaśmiałam się.
- Dzień dobry, ciociu Marto! – usłyszałam słodki głosik.
- Dzień dobry, Igorku. Taki duży mężczyzna i już wstał?
- Tata mnie obudził no… A ciocia wie, że tatuś czyta książkę kucharską?
- Niedobry. Ooo, a po co? – spytałam zainteresowana.
- Bo chce cioci… – nie usłyszałam dalej, gdyż ktoś mu przerwał.
- Igor! Umawialiśmy się. Tajemnica! – w tle Alek go strofował.
- Czyli się nie dowiem, o co chodzi?
- Nie. Jak przyjdziesz wieczorem to się dowiesz.
- Szantażysta! Jaką mam pewność, że będę bezpieczna?
- Taką, że Igor z nami będzie – roześmiał się.
- I jak mogę odmówić? Piszę się na to. Do zobaczenia.
- Całuję.

          Robiłam śniadanie z wielkim uśmiechem na ustach. Siostra przyglądała mi się uważnie. Nic nie powiedziała jeszcze, ale widziałam, że ją korci.
- Pamiętasz o naszym traktacie o szczerości? – zagaiła w końcu.
- Taa…
A! Czyli do tego pije. Ciekawość ją zżera! Nie potrafiłam się zbyt długo znęcać nad swoją rodzoną siostrą. Mamy te same geny, bądź co bądź. Znaczy z gorylem też mamy te same, nawet 98%, ale rozumiecie, o co chodzi. Kocham Dorotę, nie goryla.
- No dobra. Co chcesz wiedzieć? – spytałam prosto z mostu.
- Naprawdę nie został na noc?
- Nie. Podwiózł mnie i pojechał do siebie.
- Tak po prostu? – podejrzliwa bestia.
- Noo… Pocałowaliśmy się, jeśli o to ci chodzi – wzruszyłam ramionami, próbując zachować obojętność.
- Jacy wy jesteście słodcy. Ale i tak najlepszy całus to ten na korytarzu – rozmarzyła się.
- Czy ty jakiś ranking prowadzisz? Doroto? – przeszyłam ją groźnym spojrzeniem.
- Tak tylko mówię. Bo wiesz… Takich sytuacji się nie zapomina.
- Ty swoje, ja swoje. Zjesz coś?
- Spod ręki mistrzyni zawsze.

          Leniłyśmy się obie na kanapie. W telewizji nic nie było, to przeszperałam płyty na półce i znalazło się kilka filmów godnych uwagi.
- Uwielbiam nic nie robić – westchnęła Dorota.
- Ja też. Kochasz mnie? – wypaliłam.
- Oczywiście, że tak moja siostrzyczko – przytuliła mnie do siebie. – A skąd to pytanie?
- Bo tak mnie naszło na czułości.
- Spokojnie, Alek ci ich niebawem dostarczy – roześmiała się.
- Pewnie. Śmiej się z Martusi – naburmuszyłam się. – A żebyś wiedziała, że tak. Jak na mojego faceta przystało… – urwałam. Bardzo dobrze, że w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. - Ja otworzę! – pognałam z dala od porażonej siostry.
- Witam kochana.
- Cześć Jusia. Co ty tu robisz? – uścisnęłam koleżankę.
- Wpadłam odwiedzić moje kumpelki. Nudziłam się sama.
- I dobrze zrobiłaś. Wejdź.

- Coś ty powiedziała? – Dorcia chyba się ocknęła.
- O co chodzi? – Justyna spojrzała zdezorientowanym wzrokiem.
- Justyś, może ty mi pomożesz. Musimy zadać Marcie pytanie.
- Jakie?
- Czy Aleh Akhrem jest twoim chłopakiem?
          No i masz… Uderzyły w sedno sprawy. Teraz patrzyły na mnie wyczekującym wzrokiem z rękami założonymi na piersiach. Jeszcze powinny nóżkami tupać. Martuś, nie daj się im!
- Noo.. – mruknęłam niemrawo.
- Tak czy nie?!
- Tak – opuściłam w dół głowę. Sama nie wiem, czemu.
- Och Martuś! To cudownie! – rzuciły się obie na mnie.
- Dziewczynki, ja się już dzisiaj myłam – uśmiechnęłam się.
- Nareszcie. Myślałam, że się nigdy nie zejdziecie.
- Dzięki siostra za szczerość.
- Oj no, taka prawda. Beze mnie i bez Buszka nie byłoby tego sukcesu – wypięła dumnie pierś.
- Taaa…
- Musimy to uczcić – entuzjazmowała się Justyna.
- Ale ja nie bardzo mogę wyjść… – spojrzałam na nie niepewnie.
- A to czemu?
- Bo mam zaproszenie na kolację… – odwróciłam głowę w bok.
- Od Alka?
- Uuu… No to w takim razie robimy cię na bóstwo!




|~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~|

16 stycznia 2011

|once|

… Tak niewiele potrzeba do szczęścia …


Przez weekend przygotowywałam się do wejścia smoka w poniedziałek na uczelnię. Naukę umilały mi sms-y od Aleha. Był taki uroczy troskliwy i zabawny.

„Wiem, że musisz się uczyć i masz obowiązki, ale… strasznie za tobą tęsknię, brakuje mi ciebie. Kiedy się zobaczymy?”

„Powiem szczerze. Mi też ciebie brakuje. Niestety w tym tygodniu będę zawalona. Studia, praca, studia, praca. Postaram się jak najszybciej.”

Koledzy i koleżanki z roku przywitali mnie mini przyjęciem. Że też mieli pomysł i chęci. Miła atmosfera tamowała mój stres. Justyna okupowała zawsze miejsce obok mnie, co zapewniało mi rozrywkę na wykładach. Nigdy nie było nudy. Pomagała mi przejść przez sesję zaległych spraw do zdania.

Na korytarzach pojawiły się plakaty o organizowanym balu andrzejkowym. Moja siostra była tym niezwykle podniecona, czego ja miałam serdecznie dość.
- To co, kupić 4 bilety? – spytała mnie, stojąc w kolejce po zakup wejściówek.
- No ba, ty i Rafał, Justyna i jej gach.
- Nie no, jak tak liczyć to 6.
- Jak to?
- No wiesz… Ty i twój gach – zaśmiała się.
- Nie marnuj na mnie kasy, z góry ci mówię.
- Zobaczymy potem – odgroziła mi się.

Było mi wstyd. Nie mogłam wygospodarować chwili na spotkanie z Alkiem, ale rozmyślałam o nim, gdy tylko mogłam. Miałam tak od pewnego czasu. Opętał mnie chyba. Nie wiem, co się działo, ale uczucie przyjemne. Uśmiechałam się do jego twarzy na ekranie, w komputerze, na każdą wiadomość od niego. Nadstawiałam uszu, gdy tylko padło jego imię.

- Martuś, weź się okrzesaj! Wzdychacie oboje jak idioci. A weź, chodźmy na mecz i się spotkacie – wygłosiła swoją wypowiedź Doris.
- Ale napisałam mu już, że nie dam rady.
- No to nic nie pisz. Zrobisz mu niespodziankę. Chyba na mecz znajdziesz czas? A tym bardziej, jeżeli gra tam twój ukochany – mrugnęła.
- To nie jest mój ukochany!
- Nie bulwersuj się, bo przeczysz rzeczom oczywistym.
- Nie wiem co ty i Buszek knujecie, ale tracicie czas.
- My jesteśmy bardzo grzeczni. To pójdziesz ze mną?
- Dobra, pójdę pokibicować szwagrowi – wyszczerzyłam się.
- Marta! Nie zamierzam za niego wychodzić.
- Oj kochana, pogadamy za 10 lat, ok.?
- Pewnie. Będę bawić małe Akhremiątka – rozmarzyła się.
- A ty znowu swoje… – pokręciłam głową.



|&&&|



Rafał wtajemniczony w sukces Doroty i przyprowadzenie Marty na mecz, zagadnął dzień wcześniej kolegę.
- Aluś, co ci? Taką rewelacyjną formę miałeś, a teraz jakby ci skrzydła podcięto.
- A nic takiego. Chyba się wypompowałem.
- Tak bez powodu wstąpiła w ciebie energia i uleciała? Może i jestem głupi, ale nie aż tak!
- Proszę cię Rafał, nie drąż. Nie mogę mieć trochę prywatności? Jak będę chciał, to ci powiem.
- Ok., ok. Po prostu się martwię o kumpla.
- Dzięki Rafi – poklepał go po ramieniu. – Ale obawiam się, że nie możesz mi pomóc – Białorusin poszedł do szatni.
- Cóż, chyba jednak mogę – Buszek uśmiechnął się sam do siebie.



|&&&|



W ten magiczny sposób razem z Dorotą przekroczyłam próg hali Podpromie. Kibice powoli schodzili się, by zobaczyć kolejny emocjonujący pojedynek.
- Chodź ze mną, chce odwiedzić Puszka przed meczem – siostra pociągnęła mnie w jakiś korytarz.
- A oni ni są na hali już? – spytałam.
- Napiszę do niego.

„Dobra Okruszku, jesteśmy na miejscu. Spisz się dobrze, to pomyślimy o narodzie.”



|&&&|



„Kochanie, ty to umiesz mnie zmotywować. Rozpoczynam akcję.”

- Alek, weź się pospiesz, wszyscy już wyszli – poganiał kolegę.
- Już, już. Jestem. Kto za kim czeka? – spojrzał wymownie na szamocącego się Rafała.
- Idź, ja sobie poradzę.

Akhrem otworzył drzwi i skierował się w stronę wejścia na salę. Dojrzał jakieś dwie postacie i to damskie. Jedna szła w jego stronę.
- Cześć. Zobacz kogo ci przyprowadziłam. Wykorzystaj to dobrze – uśmiechnęła się.
- Dorota? Czy Rafał o tym wiedział?
- Oj tam. Nie zastanawiaj się nad tym. Powodzenia.

W końcu wyszedł z szatni i wyjrzał na korytarz.
- Cześć Misiu – ktoś cmoknął go znienacka.
- Dorcia? Ale mnie wystraszyłaś.
- Chcesz zobaczyć efekt naszego planu to patrz – spojrzeli oboje w stronę dwójki ich znajomych.

Stał i patrzył na nią. Nie widziała go. Opierała się plecami o ścianę i czekała na siostrę z zamkniętymi oczyma. Nagle, obudziły się w nim gwałtowne emocje. Chciał znaleźć się jak najbliżej, usłyszeć jej głos, dotknąć.
- Martuś! – krzyknął i zaczął biec.



|&&&|



Usłyszałam znajomy głos. Tylko jedna osoba tak wymawiała moje imię. Spojrzałam w bok. Brunet biegł w moją stronę i po chwili zatrzymał się obok.
- Mówiłaś, że nie przyjdziesz.
- Menda zwana moją siostrą mnie namówiła. Mała niespodzianka dla ciebie. Może być? – spojrzałam ostrożnie w jego stronę.
- Najlepsza z możliwych. Jak ja cię dawno nie widziałem. Czuję, jakby minęły całe wieki. Nie możesz mnie tak opuszczać – patrzył na mnie z szaleńczą radością, jak zahipnotyzowany.
- Obiecuję poprawę. Jestem brudna? Tak się nie mnie patrzysz.
- Patrzę się, bo… Przepraszam, muszę to zrobić.

Przycisnął mnie do ściany i znienacka obdarzył pocałunkiem. Całował mnie tak namiętnie i zachłannie. Poddałam się chwili. Oderwał się ode mnie, puścił oczko i pobiegł na parkiet. Ja stałam oniemiała z ogniem na policzkach.

- Czyli to tego mu brakowało – wyszczerzył się Buszek.
- Rafał, proszę, nie rozwijaj tego tematu – zmroziłam go spojrzeniem.
- Spoko, lecę grać – pognał za kumplem.
- Ale się do ciebie przyssał. Myślałam, że mi siostrę połknie – zaśmiała się Dorcia.
- Tak, tak i co jeszcze?
- No nic, wygłodniały jest. Chodźmy na trybuny.
- Jak ty lubisz komentować wszystko, co dotyczy mnie – mruknęłam.
- Bo muszę ci uświadamiać pewne sprawy, o których nie masz pojęcia.
- Pozwolisz, że nie spytam o więcej.

Od chwili wejścia gospodarzy na parkiet wyczuwało się pozytywną energię, płynącą od nich. Filarem drużyny był Białorusin. Zaskakiwał wszystkich w każdym elemencie. Zdawało się, że mógłby obstawić całe boisko, odebrać, wystawić i zaatakować samemu.

- Zobacz, co mu zrobiłaś – szturchnęła mnie Dorota po kolejnym udanym ataku bruneta ze skrzydła.
- Ja? Zupełnie nic – schowałam głowę w szal. Niech mi zlezą te zakichane rumieńce.
- Oj nie rób ze mnie głupka. Miłość dodaje mu skrzydeł.

Zaśmiałam się serdecznie na te słowa. Przed chwilą Alek wszedł w pole zagrywki. Chwycił piłkę w dłonie, odbił, podrzucił i uderzył. Przyjmującego przeciwników mało nie zmiotło z boiska. As serwisowy jak się patrzy. Resoviacy zbiegli się na środku boiska. Brunet rozejrzał się po trybunach i jakimś cudem mnie zauważył. Przesłał mi w powietrzu całusa.

- No moja droga, zaraz będziesz w telewizji. Swoją drogą, słodkie to było.
- Mam nadzieję, że mnie nie pokażą. W końcu skąd mogą wiedzieć, że to do mnie było.
- Nic nie wiem, ale spójrz się na wprost i pomachajmy ładnie telewidzom.
No pięknie, czyli mnie znaleźli? Nie chciałam sensacji, a oni już są. Przecież nic takiego się jeszcze nie wydarzyło. Skoro nic, to nie mam się czym przejmować.
- Wiesz siostra, chyba dobrze, że tu przyszłyśmy – stwierdziłam.
- Oczywiście, że tak. Zobacz tego wariata, macha nam jak debil.
- Oj pomachajmy mu, żeby się nie poczuł odtrącony.
- No dobrze, bo się nam Buszu zamknie w sobie.
- Buszu?? – zawyłam ze śmiechu. Jakby mnie nie przytrzymała to bym spadła zsiedzenia i leżała pod.
- Opanuj się, rżysz na całą halę. Co w „Buszu” jest takiego śmiesznego? – zmierzyła mnie swoim spojrzeniem.
- No… Nie wiem, ale jak słyszę „Buszu”, to nie wyrabiam – ponownie się roześmiałam. Nie mogłam się opanować. A biedny Rafcio siedział i patrzył na nas jak na wariatki. Pomachałam mu ładnie i powoli uspokoiłam.
- Czekaj, czekaj. Zaraz pośmiejemy się z twojego Alusia, mądralo.
- No i czego się chcesz przyczepić?
- Ooo czyli przyznajesz, że jest twój – chytrze się uśmiechnęła.
- Nie nadinterpretuj, dobra?
- Oj tam, ja ci tylko mówię prawdę, no. Uważaj, piłka meczowa.

Tak właśnie było. Rzeszowianie zmierzali do pewnego zwycięstwa za 3 punkty i nikt ich nie mógł powstrzymać. Do kogo poszła ostatnia piłka? Uważnie śledziłam Baranowicza i jego palce. Jego wybór poparłam szczerym uśmiechem. Efektywny pipe w wykonaniu Akhrema skończył ten pojedynek.

- No to chyba dorobiłaś się MVP – usłyszałam przy uchu Dorotę.
- Nie przesądzaj.
- Kochana, ja mam nosa – dumnie wskazała „siódemkę”, wychodzącą przed kolegów.
- A zawodnikiem meczu zostaje oczywiście, Aleeeh Akhreeem! – rozległo się w głośnikach.

Brunet uśmiechnięty od ucha do ucha podszedł do wręczającego i odebrał statuetkę. Uniósł ją do góry i podziękował kibicom. Potem padł ofiarą uścisków kolegów. Kibice wychodzili lub ustawiali się w kolejce po autografy. Zawodnicy obu drużyn leżeli na parkiecie, pogrążeni w rozmowach. Patrzyłam na jednego z nich i samoczynnie się uśmiechałam.

- No idź do niego zamiast mu dziurę w plecach wypalać.
- Nie wiem czy mogę…
- Oczywiście, że tak. Jeny… Chodź, bo ty sama nic nie zrobisz – kolejny raz tego dnia siostra ciągnęła mnie gdzieś. Zatrzymała się tuż przy bandach reklamowych.
- No to teraz zrobimy test, czy się nie wstydzą – mrugnęła do mnie. – Puuuuuusiuuu! Możemy?
- No jasne, Dodusiu – podszedł i wciągnął ją na boisko. – Martuś, wejdź.

Czułam na sobie wzrok zgromadzonych. Alek siedział do mnie tyłem, pochłonięty rozmową z Michałem. Ten, gdy mnie zauważył tylko mrugnął i się oddalił.
- Gratuluję wygranej i wspaniałego występu.
- Marcia! – zerwał się z podłogi i objął mnie mocno.
- Wiedziałeś przecież, że tu jestem.
- No to co. Stęskniłem się.
- Też masz pomysły. Muszę ci powiedzieć, że fantastycznie grałeś. Należało cisię MVP.
- A wiesz, co ja ci powiem? – spytał z błyskiem w oku.
- Nie wiem…
- Że ono należy się tobie – schylił się i wręczył mi statuetkę.
- Nie wygłupiaj się – odparłam zawstydzona.
- To wszystko dzięki tobie Martuś, uwierz mi. Dałaś mi tyle radości i energii. Mógłbym jeszcze z 5 meczów zagrać.
- Naprawdę nie widzę w tym swojej zasługi.
- Ważne, że ja widzę. Zmieniłaś mnie, pokazałaś mi świat w innych barwach.
- Alek, pan by chciał przeprowadzić z tobą wywiad – usłyszeliśmy wołanie Wojtka.
- Idź, ja poczekam – wcisnęłam mu nagrodę w ręce.



|&&&|



Podszedł do reportera.
- Udało mi się zaprosić do wywiadu najlepszego zawodnika meczu, Aleha Akhrema – rozpoczął mężczyzna.
- Dobry wieczór.
- No i cóż mogę powiedzieć, świetny mecz Alek. Tytuł MVP mówi sam za siebie.
- Dziękuję bardzo. No tak, udało się wygrać i przy okazji zagrać dobre spotkanie. Jestem zadowolony ze swojego występu.
- Chyba każdy na twoim miejscu by był. Wnosiłeś energię do zespołu przez cały mecz. Wziąłeś na siebie ciężar gry.
- Starałem się przekazać trochę swojego nadmiaru zapału reszcie. Jeżeli tylko byłem przygotowany, Michał mógł do mnie słać piłki. Cieszę się, że zaufał mi tyle razy.
- I bardzo dobrze zrobił, bo niezbyt wiele razy go zawiodłeś. Dawno nie widzieliśmy cię takiego. Powiedz Alek, w czym tkwi sekret? Może mała porada dla kolegów siatkarzy?
- Seret… Powód tego wszystkiego stoi tam na boisku.
Operator najechał na parkiet.
- Zobaczmy, co tam jest, a raczej kto. Czy masz na myśli tą dziewczynę?
- Widzę, że spostrzegawczy jesteście. Tak.
- Zdradzisz nam coś więcej? Imię?
- Ma na imię Marta. Więcej nie powiem. Chciałaby zachować prywatność.
- Rozumiem, zatem życzę wszystkiego dobrego i kolejnych występów jak ten.
- Dziękuję bardzo. Dobranoc państwu.
- Tyle Aleh Akhrem, oddaję głos do studia.



|~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~|