Miłość w kapeluszu

Miłość w kapeluszu

25 września 2010

|cuatro|


… Zostawiając,za sobą ślad …


      To miał być dzień jak co dzień. Wstałam z zamiarem udania się na uczelnię. Zabrałam ze sobą materiały i gitarę, bowiem chciałam z niej skorzystać po zajęciach. Wszystko szło dobrze do przerwy „obiadowej”. Alina ostentacyjnie prowadzała się pokorytarzu i stołówce z Erykiem. Potem rozeszli się. On poszedł do swoich kumpli, a ona do kumpelek. Siedziałam spokojnie i jadłam. Czułam na sobie ich wzrok, ale nic sobie z tego nie robiłam. Niech chichoczą i świergoczą. Jednak po chwili podeszły do mojego stolika.

- A wiecie dlaczego Eryk wybrał mnie? – usłyszałam jej pytanie. – Bo mnie może objąć. Bo mam fajny miękki gładki brzuszek, a nie baleron! Mam zgrabne nogi, anie dwie kłody! No i do super ciała dochodzi moja przyszłościowa inteligencja, a nie jej średniowieczne myślenie.

      Starałam się jej nie słuchać, ignorować ją. Jednak wypowiadała na głos moje największe kompleksy. Ośmieszała mnie!
- No i ja nie udawałam starej cnotki! – ryk śmiechu poniósł się po sali. Tego już nie wytrzymałam.
- Udawanie by ci nic nie dało, bo masz już „puszczalska” w znakach szczególnych w dowodzie!
- Coś ty powiedziała?
- Marnujesz się na studiach, skoro już masz pewny zarobek. Najstarszy zawód na świecie, ale jak dobrze płatny! – nie wierzyłam, że zdołałam jej odpyskować.
- Pani Kamińska, za 10 minut u mnie w gabinecie! – zagrzmiał głos rektora.

      Weszłam do pomieszczenia, gdzie była już Alina. No tak, już nagadała tatuśkowi cotrzeba. Jej wredny wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego.
- Powiadamiam, że za pani karygodne zachowanie, którym naraziła pani na szwank dobre imię uczelni, zostaje pani wydalona. Proszę zabrać dokumenty w ciągu tygodnia.

      Nie! Tonie może być prawda! Przecież… Tak nie można! Chwyciłam pospiesznie wszystkie swoje rzeczy i wybiegłam stamtąd. Pozwoliłam wydostać się łzom na zewnątrz.


|&&&|


      Wracał z porannego treningu. Samochód zostawił w warsztacie. Pogoda pozwoliła mu na dotarcie piechotą. Jakby coś, to pewnie któryś z kumpli, by go podrzucił bez problemu. Przeszedł się spacerkiem. Scenariusz dnia dzisiejszego miał się niczym nie różnić od wczoraj. Ale los lubi nas zaskakiwać…

      Przechodził drogą, do której prowadziło wiele małych uliczek. Właśnie z jednej z nich wyleciało coś i z dużym impetem wpadło wprost na bruneta. Coś okazało się kimś…


|&&&|


      Instynktownie obrałam kierunek dom. Liczyło się jedynie jak najszybsze przemieszczenie. Pozwoliłam jej się upokorzyć i dać wyprowadzić z równowagi. Tak właściwie, to kim ona była, żeby móc mnie oceniać? Nikim! Nie znała mnie. Nic o mnie nie wie! A jednocześnie doskonale wiedziała, gdzie zadać cios. Eryk był jej wart! Tylko studiów było mi szkoda… Mojej przyszłości…

      W szalonym pędzie nie zważałam na przechodniów. Wszystkich skutecznie dotąd omijałam. Wiejący wiatr wcale mi nie pomagał. Nagle chyba na kogoś wpadłam. Wrezultacie odbiłam się i runęłam na chodnik. Jakimś cudem chwyciłam obiema rękami gitarę przed siebie i chociaż ona uniknęła kraksy. Pięknie… Leżałam na ziemi, wokół mnie walały się moje nuty i notatki, kapelusz także gdzieś wywiało. Rozglądnęłam się zdezorientowana.
- Przepraszam, czy to nie twoje? – dobiegł mnie głos z góry. Zapewne mojej „przeszkody”. 

      Zerknęłam i zamarłam. Plik moich bazgrołów trzymał… Aleh Akhrem. Nie wiem dlaczego, ale gdy spojrzałam na niego, zaniosłam się większym płaczem. Idiotka!

- Co się stało? – spytał troskliwie, wyciągając dłoń w moim kierunku. Pomógł mi wstać. Teraz patrzyłam w te jego niesamowite oczy z bliska. Takie pełne uczuć. Zanim pomyślałam, rzuciłam mu się w ramiona. Wtuliłam się z całych sił w bruneta. Potrzebowałam tego. Silnych męskich ramion. Głaskał mnie po głowie i plecach. Świat mógłby się zatrzymać…

      Przytulałam się do obcego faceta na środku chodnika, zaraz po zrobieniu z siebie ciamajdy. Tego za wiele… Otrząsnęłam się po paru minutach.
- Bardzo przepraszam za moje zachowanie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Lepiej już pójdę. – zaczęłam zbierać swoje rzeczy, po czym uciekłam stamtąd jak najszybciej i jak najdalej…


|&&&|


       Stał oniemiały cały czas w tym samym miejscu. Zniknęła tak szybko, jakby jej w ogóle tu nie było… Jednak to nie złudzenie. Nieopodal jego stóp leżał na ziemi jej czarny kapelusz. Obrócił go w dłoniach, na darmo oglądając się za dziewczyną. Kolejny raz ich drogi się spotkały, jednak znów nie zareagował jak powinien. Czy los da mu kolejną szansę?

      Wrócił do domu z kapeluszem w dłoni. Odłożył go na półkę z nadzieją, że kiedyś wróci do właścicielki.
- Tata, tata! – chłopczyk dopadł do jego nóg.
- Synuś, ja też się cieszę, że cię widzę, ale pozwolisz mi wejść do kuchni?
- Ocywiscie! – pognał z powrotem przed telewizor. Alek zastał panią Czesławę przy zmywaniu.
- Dzień dobry.
- O, Aluś, już jesteś. Dobrze, bo mały wciąż się o ciebie dopytywał.
- Był niegrzeczny?
- Ależ skąd. To złote dziecko. Chyba charakter odziedziczyło po tobie. – uśmiechnęła się staruszka.
- Podobno w jego wieku byłem diabełkiem.
- Za to teraz wydoroślałeś. Jestem z ciebie dumna.
- Bez pani, pani Czesiu, bym sobie nie poradził. – przytulił kobietę.
- Oj, no. Traktuję cię jak własnego syna. Zawsze chętnie pomogę. Ale coś ty dzisiaj taki sentymentalny?
- A nic takiego. Zamierzam zaufać losowi. Co ma się stać to się stanie.



|&&&|


      Miałam serdecznie dość wrażeń na dziś. Porzuciłam wszystkie rzeczy w korytarzu i dałam nura pod kołdrę w moim pokoju. Nie miałam siły na nic innego. Mogłam wypłakać resztę łez. Choć teraz nie wiedziałam czy z powodu Aliny, Eryka, studiów czy może… Akhrema? Chociaż ten ostatni niczym nie zawinił. To ja wyszłam na ofiarę, na pomyloną. Że też musiałam cały czas na niego wpadać?

      Dobrze, że Doroty nie było. Nie musiała oglądać mnie w takim stanie i się zamartwiać.  Zresztą przed nią niczego nie ukryję i tak się kiedyś dowie. Teraz niech korzysta z życia i faceta. Oby trafiła lepiej niż ja…


|&&&|


      Gdy otworzył drzwi mieszkania, poczuł zapach kobiecych perfum. JEJ perfum. Nowe doświadczenie w jego życiu.
- Cześć mój buszmenie! – rzuciła się na niego, kradnąc całusa.
- Też się cieszę, że cię widzę. – przytrzymał ją przy sobie.
- Strasznie długo cię nie było. A ja tu siedziałam i tęskniłam.
- Musisz mi wybaczyć, ale takie uroki posiadania faceta siatkarza. – mrugnął okiem.
- Taaaak? A to ty jesteś moim facetem? – zrobiła wielkie oczy.
- Nie wiesz… Po tym pod halą… No i po tym wczorajszym…
- Czyli, że jak cię zaliczyłam, to już jesteśmy razem? Matko, w co ja się wpakowałam? – załamała ręce.
- Myślałem… – cedził pojedyncze słowa, wyraźnie zdezorientowany.
- No żartowałam głupolu! Jesteś mój i basta. Teraz się mnie nie pozbędziesz!
- Nie mam zamiaru, moja dziewczyno! – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- A co tam masz? Ładnie pachnie. – zaczęła węszyć po jego reklamówkach.
- Przyniosłem jedzonko dla nas.
- No i to rozumiem. Chodź już, bo jestem głodna. – porwała prowiant i pognała do kuchni. On stał i patrzył za nią maślanym wzrokiem. Rozmarzył się na chwilę, po czym ruszył za ukochaną.


|&&&|


      Snułam się z kąta w kąt. Nie miałam co ze sobą zrobić. Płakałam, spałam, rzucałam papierami. W stanie nieużywalnym zastała mnie siostra. Pojęcia nie miałam kiedy się pojawi. Straciłam poczucie czasu. Widocznie to pojutrze było dziś…
- Dzieńdoberek! Ktoś tu mieszka? To ja marnotrawna siostra, wróciłam! – jej krzyk poniósł się po mieszkaniu. Zakryłam głowę kołdrą, modląc się o zniknięcie. Ale nie… Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Wejdź. – mruknęłam spod pierzyny.
- A to co? Skrywamy się przed światem? Chora jesteś? – przysiadła na łóżku.
- Nie.
- Powiedz, o co chodzi. – odchyliła kołdrę. – Marta! Co ci się stało?
- Nic. Świat mi się zawalił. – przekręciłam się na drugi bok.
- Kochanie… Wyrzuć to z siebie, to ci ulży. – położyła się obok mnie i przytuliła. Powoli, smętnym głosem jej wszystko wyjaśniłam. To ona mnie podniosła na duchu, odebrała papiery z uczelni i starała się mnie przywrócić do życia.

      Ja tymczasem zaszyłam się w domu. Na spacery chodziłam o wschodzie słońca. Niedawno zorientowałam się, że zgubiłam mój kapelusz. Bardzo przeżyłam tą stratę. Jednak i tutaj Dorota sobie poradziła. Pewnego dnia przywitała mnie z pakunkiem w rękach.
- Co tam masz?
- Prezent. – stała ucieszona.
- Dla kogo?
- Dla Martuchy! – otworzyłam pudło i ujrzałam… Nowy, śliczny, biały kapelusz!
- Dziękuję kochana. – rzuciłam się na nią.
- Idzie lato, więc biały kapelusz będzie odpowiedniejszy. – stwierdziła z tonem znawcy.


|&&&|


      Tak jak często los splatał ich drogi, tak teraz chyba rozmijał. Od tego zdarzenia na ulicy nigdy więcej jej nie widział. Nie przechodziła już pod halą, nie siedziała w parku, nie tańczyła na trawniku. Wiedział, bo uważnie się rozglądał i sprawdzał. Chciał jej podziękować w końcu i oddać kapelusz. Chciał to zrobić osobiście.

      Czasem zdawało mu się, że gdzieś w tłumie mignął mu kapelusz, ale to przecież absurd. Skoro leżał u niego na półce… Pogubił się w tej sprawie. Lecz nie mógł zapomnieć, bo każdego ranka mimochodem spoglądał na półkę.
- Gdzie mi uciekłaś dziewczyno od kapelusza? – westchnął sam do siebie.
- Co tam mruczysz Alek? – szturchnął go Wojtek.
- Co? Słucham? – otrząsnął się z zamyślenia.
- Coś mówiłeś o jakimś kapeluszu.
- A nic, nic.
- Kapeluszu? – mruknął pod nosem, stojący nieopodal Buszek. – Ciekawe… Muszę to skonsultować z Dorcią.
|~~~~~~~~~~~~~~~~|
Tak, to ja. Witam. Dziś może trochę krócej, ale tak musiałam rozplanować odcinki. Może i bardziej smutno, ale coś dziać się musi. Ja sama mam wahania nastroju więc wiecie, od płaczu do szaleńczego śmiechu ;)
Proszę o wyrozumiałość, dziękuję wiernym czytelnikom ;*

16 września 2010

|tres|


… Walcząc z samym sobą …



      Znów mu uciekła. Nie dość, ze nie zatrzymał jej po meczu, to jeszcze chłopaki snują jakieś durne wymysły. Poza tym bardzo przypadła do gustu Igorowi. Cały czas wypytuje ojca, czy ją dziś widział, czy z nią rozmawiał. Malec wciąż przypominał mu o jego nieudolności. Przecież to jakiś wrodzony pech. Czyżby byli skazani na tylko jedną rozmowę w życiu? Bez przesady… Chciał tylko podziękować. Dzięki temu, że tak pojawiała się i znikała, to jednak na dłużej zagościła w jego pamięci. Coraz częściej łapał się na tym, że będąc na ulicy, szukał w tłumie czarnego kapelusza.

      Gdy stali pod halą, tylko się uśmiechnęła przelotnie. Niejedna rzuciłaby się na nich z milionem próśb, a ona? Traktowała ich jak normalnych ludzi. Tak bardzo to lubili mimo wszystko. Przeważnie to kobiety szukały jego i chciały z nim pogadać, a tymczasem ON chciał znaleźć JĄ. Chciał wierzyć, że jeszcze się spotkają.


|&&&|


      Coraz częściej podczas moich przechadzek natykałam się pod halą na siatkarzy. Jednak stać mnie było tylko na ciepły uśmiech. Na więcej nie pozwalała mi moja nieśmiałość. Gdy wychodziłam z domu, obiecywałam sobie, że tym razem się odezwę, ale przeceniałam swoją odwagę. Nawet nie chodziło o to, że był tam również Akhrem. Tak ogólnie ich wszystkich się wstydziłam. Z resztą, co ja im będę głowę zawracać i zabierać czas.

      Tak samo było dziś. Wracałam zawiedziona i rozczarowana samą sobą do domu.

- A ty znów się włóczyłaś przed halą?? – od progu naskoczyła na mnie siostra.
- Nie, byłam na spacerze i tylko przechodziłam przypadkiem.
- Jaaasne, bo ci uwierzę. – prychnęła. – Widziałaś tam kogoś ciekawego??
- Ja mówię prawdę… No stało paru…
- A jednak!! Wiedziałam!! Który?? – czy jej się zachciało w zakichanego detektywa bawić, czy co?
- Co który? Nawet nie zwróciłam uwagi…
- Marta!!
- Hmm? – udałam, że nie wiem o co chodzi.
- Czy ty myślisz, że ja jestem głupia??
- Nic z tych rzeczy.
- Spowiadaj się!! I to już! – a jednak się pomyliłam, bawiła się w księdza.
- Ale nie ma o czym opowiadać…
- Nie to nie. Ja spadam… Chyba wrócę jutro. – uśmiechnęła się przebiegle.
- Jutro?? – kompletnie mnie zaskoczyła.
- A co? Mam wrócić pojutrze??
- Ale gdzie ty będziesz spać?
- Pod mostem – wystawiła mi język.
- Pytam serio!
- Ja też pytałam, a ty nic nie powiedziałaś – wytknęła mi.
- Bo nic się nie wydarzyło… Niestety – dodałam ciszej.
- Słyszałam to!! – krzyknęła. Zawsze słyszała nie to, co trzeba.
- Więcej tamtędy nie pójdę. – odparłam stanowczo.
- Dlaczego?
- To bez sensu. Zachowuję sie jak idiotka. Tak robią tylko jakieś psychiczne fanki…
- Martuś, głupolu. Przecież ty taka nie jesteś. – objęła mnie serdecznie ramieniem.
- No już się pogubiłam… – odparłam zrezygnowana.
- Wiesz, co ci powiem? Zaryzykuj. Opłaci się.
- Ale co ja mam zrobić? Przecież nie podejdę i nie zagadam do nich od tak.
- Ty ciągle chodzisz w tym kapeluszu, nie?
- Masz coś do mojego kapelusza? – zmierzyłam ją złowrogim spojrzeniem.
- Niee. Tylko mógłby ci go kiedyś „wiatr porwać”. Wszyscy by się za nim w pogoń rzucili. – przedstawiła mi swój kolejny genialny plan.
- O nie! Nie zrobię z siebie takiej idiotki. Przecież jest ładna pogoda, zero wiatru.
- Boże! Kobieto!! Zwariuje z tobą… – wzniosła ręce do góry.
- Nie musisz mi uświadamiać mojej odmienności!
- Dla którego tak tam łazisz? – spytała niespodziewanie.
- Dla żadnego! – jeszcze by tego brakowało, żeby się dowiedziała.
- Mów!! Albo to z ciebie siłą wyciągnę.
- No co ty? Myślisz, że się uganiam za jakimś siatkarzem?
- Tak właśnie myślę. I prędzej czy później dowiem się prawdy. – rzekła z zaciętością w głosie.
- Wiesz, myślenie nie jest twoją mocną stroną. Nie ma o czym mówić. – próbowałam ją odwlec od tego pomysłu.
- Ty tak sądzisz… Ale skoro ty nie chcesz mi nic powiedzieć, ja też ci nic nie powiem. – spróbowała szantażu.
- No proszę, a powinnam o czymś wiedzieć? – teraz to ja nabrałam podejrzeń.
- Nie ma o czym mówić…
- To chyba moja kwestia?!
- Jasne, że twoja. Znasz chyba takie przysłowie: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie? – ona za cwana nie jest??
- Ej no.. To nie fair… A co ja mam ci opowiadać? Jak kolejny raz stchórzyłam?
- Ciągle twierdzisz, że żaden z siatkarzy nie wpadł ci w oko? – nie dawała mi spokoju.
- Ale to jest bez różnicy… Mnie nie stać na nic więcej… Podoba, to mi się pół Plusligi.
- Więc sprowadzę pół Plusligi do domu. Zrób listę.
- Nie dasz rady.
- Zakład?? Może i nie w jeden dzień, ale w kilka dni da się to załatwić.
- Oszalałaś całkiem. – pokręciłam głową.
- Już dawno. Nie wiedziałaś?? – uśmiechnęła się promiennie.
- Haha no właśnie rozwiałaś moje wątpliwości.
- Jestem z siebie dumna jak diabli. – skwitowała Dorota. No i wytrzymaj z taką?
- Haha więc weź nie świruj. Nie będziesz mi tu żadnego siatkarza do domu przyprowadzać.
- Jesteś pewna??
- Dorota!! Proszę cię, nie rób głupstw, dobra?
- Obiecuję, że będę grzeczna, mamusiu. Mogę już wyjść, czy jednak zdecydujesz się powiedzieć mi, którego najpierw mam ci tu przyprowadzić?? – nie odpuszczała nawet na moment.
- A idź sobie gdzie chcesz, tylko wróć sama. To nie jest zabawne!
- Ale jutro.. Ewentualnie pojutrze wrócę…
- Jeśli masz gdzie spać… Facet tak? – ja też nie byłam głupia.
- Nie! Krowa!! Jasne że facet… I to jaki!! To ja lecę!! Pa!! - zawołała i zanim usłyszała odpowiedź, wybiegła z mieszkania.
- Aaa… Chociaż tobie się układa… – westchnęłam. – I poleciała i szukaj wiatru w polu.


|&&&|


      Postanowiła w końcu dopytać Buszka o szczegóły tej sprawy. Co dwie głowy to nie jedna. Doczłapała się do jego mieszkania i zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej jakaś wydrowata blondyna.
- Czego chcesz rudzielcu? – warknęła w stronę Doroty.
- Co? Nikt nie będzie tak do mnie mówił! A już na pewno nie jakaś pusta blondyna! Ja do Rafała. – rzuciła ostro i chciała wejść do środka, lecz dziewczyna zagrodziła jej drogę.
- On się teraz kąpie, poza tym nie życzy sobie gości.
- Nie będziesz mi tu rozkazywać! Zmiataj stąd. – szarpnęła blondynkę za rzeczy i wyrzuciła na korytarz, sama zostawszy w mieszkaniu. Dla bezpieczeństwa zakluczyła drzwi. Wrzało w niej i kipiało. Już ona urządzi przesłuchanie chłopakowi.
- Buszek! Gdzie jesteś gnido? – wrzasnęła. Po chwili z łazienki w samym ręczniku wyszedł Rafa.
- Co się stało? – obrzuciła go spojrzeniem, po czym otrząsnęła się.
- Powiesz mi, co tu jest grane?! Co to za blond wywłoka robiła w twoim mieszkaniu, co? – przystąpiła do ataku.
- O czym ty mówisz? Przecież nikogo tu nie było… – tłumaczył zdezorientowany.
- Proszę cię, przestań kłamać! Kto jak kto, ale ja chyba zasługuje na prawdę?
- Mówię jak było. Wróciłem z treningu i pierwsze co zrobiłem to wskoczyłem pod prysznic.
- A blondyna teleportowała się sama do ciebie!
- No przecież mówię, że z żadną nie przyszedłem. Pewnie drzwi były otwarte i jakaś z osiedla wlazła.
- Nie nadajesz się na kłamcę. Jesteś żałosny! – zamierzała wyjść, ale jeszcze rzuciła. – I pomyśleć, że myślałam, że na mnie zasługujesz! – położyła dłoń na klamce, lecz poczuła na niej inną.
- Wiem, jak to brzmi, ale mi uwierz. – powiedział, patrząc w jej oczy. Ona stała i nie wiedziała, co zrobić, co powiedzieć, jak się zachować.
- Nie wiem, czy mogę…
- Możesz, zapewniam cię. I chciałbym wierzyć, że na ciebie zasługuję.
- Wszystko zależy od ciebie. Chyba powinnam już iść. – mruknęła.
- Proszę, zostań. Ledwo co przyszłaś. – cały czas stali w bliskiej odległości. Zdołała oderwać wzrok od jego oczu, ale gdy zjechała niżej, zastała równie ciekawe widoki. Działał na nią niesamowicie, nawet gdy nie był półnagi. Skarciła się za swoje myśli.
- Dobrze – przytaknęła, wchodząc do środka.
- Przepraszam cię! Naprawdę jej nie znam. – kajał się.
- Ok. Wybaczam ci. Przyszłam z interesem.
- Ooo.. Jakim? – spytał zaciekawiony.
- Często stoicie i rozmawiacie pod halą po treningu?
- No czasem, a o co chodzi?
- Mija was taka dziewczyna w kapeluszu?
- No pewnie. Biedny Alek traci przez nią kontakt ze światem. – zaśmiał się na wspomnienie zawieszki kolegi.
- Że jak? – spytała zdziwiona.
- No Akhrem zawsze za nią wypatruje.
- Ha! Czyli jednak! Wiedziałam! – zaczęła dziki okrzyk radości.
- Ale o co chodzi, dowiem się? – spoglądał na nią niepewnie.
- Pewnie. To moja siostra. Wiedziałam, że łazi tam dla jakiegoś! Tylko skąd ją Igor znał? A może oni z Alkiem się znają? – myśli kłębiły się w głowie rudowłosej.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Wiele by to wyjaśniało.
- Tym bardziej, że ona nie zakochuje się w postaciach z ekranu. Musiała go jakoś poznać.
- Ja z Alka nic nie wyciągnę, może ty jakoś siostrę urób?
- Tą upartą oślicę?? Daj spokój – musiała wymyślić inny sposób.
- No to dupa blada… – skwitował.
- Blada? – wyszczerzyła się Dota i jednym ruchem zerwała ręcznik z Buszka -Wcale nie!! - pokazała mu język i zwiała.
- Do.. Do.. Dorota!! -krzyknął zdenerwowany i pobiegł za nią zostawiając ręcznik.
-Niiieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee – krzyczała dziewczyna. Zaczęli gonić się dookoła kanapy.
- I tak cię złapię, to mój teren mam przewagę!
- Buszek!! Schowaj to.. to.. COŚ!!
- A co? Przeszkadza ci moja nagość? – spytał zbliżając się do niej tiptopami.Wykorzystał chwilę jej odrętwienia, gdy zasłoniła oczy i przycisnął ją do ściany.
- Co ty kombinujesz, Buszmenie, co?? - spytała, otwierając jedno oko.
- Ja? Ja… yyy… Oswajam cię z moją nagością i moim przyjacielem Pytonem. Poznajcie się.
- Fuuuj!! Jesteś okropny, paskudny, brzydki i.. i.. Wcale cię nie lubię!!
- Serio? – zrobił smutna minę, spuścił głowę i odsunął się od niej. Zabrał ręcznik z podłogi i poszedł w stronę swojej sypialni. – Dobranoc.
- Buszek…?? - mruknęła, otwierając oczy – Rafał, no!! Chodź tu, bałwanie!!
- Nie, bo powiedziałaś że jestem okropny, paskudny, brzydki i.. yy o! Że mnie nie lubisz! – krzyczał z pokoju.
- Mam tam do ciebie przyjść?? Nie chciej tego, Buszek!!
- O! I znowu na mnie krzyczysz! Tobie nie idzie dogodzić!
- NO już nie bdęęęęę… NO choooooodź – jęknęła.
- Poczekaj, tylko się ubiorę…
- Oj tam się ubierał będziesz… - mruknęła i na paluszkach ruszyła do jego pokoju.

      Właśnie wciągał bokserki, gdy poczuł czyjeś dłonie na tyłku.
- Aaa!
- I teraz ty na mnie wrzeszczysz! Zaraz się fochnę! – udała oburzenie.
- No nie chciałem, tylko mnie wystraszyłaś… Zaraz zaraz, co ty robisz? - spytał przestraszony, gdy ściągnęła mu bieliznę.
- Sprawdzam, czy ciągle jesteś okropny, brzydki i w ogóle bleeeeeeee
- Ale jak ty to chcesz zrobić?? - wybałuszył oczy
- Buszek, czy ty z buszu jesteś?? – spojrzała dziwnie na niego.
- No bo ja się teraz wstydzę. – zakrył się dłońmi.
- Co mam zrobić, żebyś się już nie wstydził?
- Hmm… Ty też musisz się rozebrać. – rozpromienił się nagle.
- Ja sama nie potrafię.
- Myślę, że będę mógł ci pomóc – uśmiechnął się szeroko
- Taaak?? – spytała z nadzieją.
- Nie uważasz, że w tej bluzce ci za gorąco?
- Tak, tak… i w spodniach też…
- Czyli się rozumiemy. – wprawił słowa w czyn. Po chwili stała przed nim w bieliźnie.
- Teraz mi zimno… Niech pan coś zrobi, panie Rafale…
- Może wejdźmy pod kołdrę, będzie cieplej?
- Przymarzłam – zakomunikowała.
- Sprawdźmy. – przejechał gorącymi dłońmi po jej ciele i musnął ramię ustami.
- Ciągle mi zimno…
- To działa na zasadzie przeciwstawieństw. Musimy cię rozebrać do końca. – stwierdził po głębszym zastanowieniu.
- Działaj, Rafale.
- I po krzyku. – rozebrał swoją partnerkę. Przyciągnął ją do siebie i szepną do ucha. – Cieplej?
- Mhmmm… – wymruczała, drapiąc go po plecach.
- Jednak byłbym za tą kołdrą, wiesz? – spojrzał znacząco w stronę łóżka.
- Skoro polecasz. – pociągnęła go za sobą. Po chwili opadli na pościel.
- Dalej ci ciepło?
- Oj teraz to gorąco. – pogładziła go po torsie.
- Szykuj się na globalne ocieplenie. – zakrył ich kołdrą, po czym nie hamował swojego pożądania.
- Jak to dobrze, że powiedziałam, że wrócę jutro. – mruknęła.
- Albo pojutrze. – przygniótł ją swoim ciężarem.
|~~~~~~~~~~~~~~|
Witam pod koniec już tego dnia. Dnia ważnej rocznicy.
Wszyscy wiedzą o co chodzi.
Mam wrażenie, że to było niedawno, a tu wybiło 5 lat.
Chyba każdy kibic ma w swoim sercu specjalne miejsce dla Arka. Bo czasem musimy zaufać TEMU DO GÓRY mimo wszystko…


Specjalne podziękowania i dedykacja dla Titty :*
Bez której nie byłoby tego odcinka. Dziękuję kochanko.

1 września 2010

|dos|


… Mijając się kolejny raz …


      Od zawsze lubiłam chodzić do parku, bo od zawsze lubiłam naturę i zieleń. Przeważnie przesiadywałam na ławce gdzieś obok stawu. Obserwowałam pływające kaczki bądź łabędzie. Drzewa szumiały, poruszane lekkim wietrzykiem. Przyzwyczaiłam się do gapiących się przechodniów. Czy dziewczyna w kapeluszu to taka sensacja?

      Nagle przebiegł przede mną mały blondynek. Podążyłam za nim wzrokiem. Chłopiec podszedł do brzegu stawu i planował przejść przez łańcuch zabezpieczający.Rozejrzałam się uważnie i poderwałam z miejsca. Szybko znalazłam się obok dziecka. Chwyciłam go i podniosłam do góry.
- Aaa! Kto mnie łapie? – krzyknął malec.
- Nie możesz przechodzić przez łańcuch, wpadniesz do wody.
- Ja kciałem być bliżej kacusek!
- Dobrze je widać stąd. – uśmiechnęłam się zachęcająco.
- No dobla… – mruknął.
- A gdzie masz mamusię? – zapytałam, czując, że skądś znam tego chłopca.
- Nie mam mamusi. Zostałem sam z tatą. A może ty zostanies moją mamusią? – chwilowo mnie zatkało. W tym momencie zaskoczyłam. Ta słodka buźka, oczy po tatusiu, brak mamy. To syn Akhrema!
- W takim razie gdzie twój tata? Pewnie się martwi.
- Oj, siedzi tam! Gada z panem. – wskazał paluszkiem na drugi koniec parku.
- Chodź, zaprowadzę cię. – chwyciłam go za rękę. Poczułam jak mnie ściska. Po moim ciele przeszło przyjemne ciepło. Doświadczyłam tego po raz pierwszy. Malutka duszyczka szła obok mnie. Za moment ujrzałam sylwetkę siatkarza. Ogarnął mnie strach. Zupełnie nie wiem, dlaczego bałam się do niego podejść i spojrzeć mu w oczy. Taka moja dziwna natura.

      Skorzystałam z okazji, iż Białorusin stał tyłem do mnie i dotransportowałam chłopca za jego plecy, po czym oddaliłam się pospiesznie.


|&&&|


      Namolny znajomy. To mówi wszystko. Takich ludzi omija się z daleka i ucieka gdzie popadnie. Pech chciał, że jego syn biegł prosto w stronę pana Zenka. Przecież nie wyprze się małego. No i w taki sposób najbliższą godzinę miał z głowy. Musiał słuchać zwierzeń i plotek. Cierpliwie stał i czekał, modląc się w duchu o koniec.W pewnym momencie poczuł pukanie w plecy.
- Tato! Znalazłem nową mamusię! – wrzasnął Igor.
- Dziecko, co ty wygadujesz? Jaką mamusię?
- No tą! – chłopiec odwrócił się, lecz nikogo za sobą nie zobaczył. – Ojej uciekła… Kciałem podejść do kacusek, ale ona mnie odciągnęła od łancuska. Bardzo miła, wies? Popats! Tam idzie! – wskazał jedną z alejek.

      Alek dostrzegł tylko postać na końcu ścieżki. Jej włosy poruszał wiatr a na głowie…miała kapelusz! Czyżby to była ta sama ? Czy go poznała? Uratowała Igorka. Powinien jej podziękować, tylko jak? Może jeszcze się kiedyś spotkają…
- Dlaczego uciekłeś? Mogłeś wpaść i się utopić! – pouczał syna.
- Pseplasam tatuś… – przytulił się do ojca. Ten wziął go na ręce i pomaszerowali w stronę domu.


|&&&|


      Zawsze gdy moja siostra znikała z domu, ja wybierałam się na spacery. Przemykałam przez park, przechodziłam obok Podpromia i gdzieś dalej się włóczyłam. Taka stała trasa. Wracając do domu, zastawałam czekającą na mnie Dorotę. Biedaczka, tak o mnie truchlała. Musiałam jej wyjaśnić, gdzie i kiedy chodzę. A moje pytania zbywała półuśmiechami! I gdzie tu sprawiedliwość? Nie ma.
- A może skoczymy na mecz? – przywitała mnie, wachlując się dwoma biletami.
- A kto gra?
- Ważne, że Resovia gra. – uśmiechnęła się.

      Za moją zgodą wylądowałam razem z nią na trybunach. Lubiłam tą atmosferę. Byłam częścią wiwatującego tłumu. Bo my, kibice, to jedna wielka rodzina.

- Nawet tutaj musisz mieć ten swój kapelusz? – usłyszałam Dotę.
- A co? Przeszkadza ci albo komuś za mną?
- Nie no, tak pytam. Jak lubisz to noś.
- Zatem lubię i noszę.
- Patrz jesteśmy na ekranie. Machajmy! – no i machałam razem z nią, uśmiechając się głupio. Czy nawet operator robi sensację z mojego kapelusza?


|&&&|


      Właśnie trwała przerwa między setami. Rezerwowi biegali z boku boiska i rozgrzewali się w razie wejścia do gry. Zawodnicy z szóstki odbijali piłki. Trener przekazał im już co swoje. Brunet rozglądał się po hali. Kibice jak zawsze nie zawiedli. Czuł energię płynącą od nich, to wsparcie dla drużyny. Teraz oni musieli wygrać, by się odwdzięczyć.

      Zerknął na telebim. Ludzie machali i uśmiechali się do kamery. Wtem ujrzał i dziewczynę w kapeluszu. Zobaczył jej uśmiech, troszkę wymuszony, ale uśmiech. Wyglądała zupełnie inaczej. Miał nadzieję, że już lepiej się czuje. Musiał ją koniecznie złapać po meczu i wreszcie podziękować.
- Co tak patrzysz? – zagadnął go Rafał.
- A tak sobie na ludzi.
- Mamy wspaniałych kibiców, prawda?
- Najlepszych. – próbował odnaleźć ją wzrokiem na widowni, ale czas przerwy już minął. Weszli na boisko. Przyszła jego kolej do zagrywki. Obrócił piłkę w dłoniach. Chciał ją wykonać jak najlepiej. Chciał pokazać wszystkim, że potrafi. Chciał zabłysnąć przed nią?


|&&&|


      Przed chwilą Akhrem zmiótł swoją zagrywką libero drużyny przeciwnej.
- Taak! Cudownie! Jeszcze jeden! – krzyczała moja siostra. Ja tylko się uśmiechnęłam.Spojrzała na mnie.
- No co? – spytałam.
- Przestań się nim zachwycać tylko kibicuj!
- Co? Ja się wcale nie zachwycam! Nikim! – oburzyłam się.
- Dobra, dobra. Zobaczymy.
- To ty jednego tam świdrujesz wzrokiem. Dziurę w koszulce pewnie już ma. – odgryzłam się.
- Jak już to w spodenkach! – zachichotała. – Yees! Tak trzymaj! – razem z nią krzyczał cały sektor. 

      Kolejny as serwisowy Białorusina. Dobrą passę ma. Cieszyło mnie to. Przyda mu się pewność siebie i sukces osobisty. W końcu to oddziałuje na ogólny stan psychiczny. Mam nadzieję, że już się uporał ze wszystkim.

      Ku naszej uciesze gospodarze zwyciężyli. Po skończonym meczu kierowałyśmy się w stronę wyjścia. Spojrzałam na boisko. Zawodnicy odpoczywali na parkiecie, rozciągali się. Między nimi biegał chłopczyk. Igorek… Nie tylko ja go poznałam, on mnie widocznie też, bo zaczął machać jak szalony. Serce mi zmiękło. Odmachałam. Gdy pobiegł do ojca z palcem skierowanym na mnie, natychmiast się odwróciłam.
- Znasz małego Akhrema? – spytała moja siostra. Widząca wszystko, co nie powinna.
- Nie no, niby skąd? – udałam zdumienie. Chociaż w sumie mam rację, przecież go nie znam.
- Machał do ciebie, jakby cię rozpoznał. Dziwne…
- Za dziećmi nie nadążysz. – skwitowałam, wychodząc na dwór. Dobrze, że nie drążyła tego tematu.
- Wiesz, wróć do domu sama. Ja muszę coś jeszcze załatwić. – oznajmiła tuż pod budynkiem.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia.


|&&&|


      Wychodził na dwór cały uśmiechnięty. Wygrali. Dołożył się do tego sukcesu malutką cząstką. Ale zawsze… Nagle coś go pociągnęło w bok i przycisnęło do ściany.
- Ratunku! – krzyknął.
- Nie drzyj się! To ja pacanie! – ujrzał przed sobą Dorotę.
- Aaa… Czemu tak ostro?
- Bo ja lubię zaskakiwać. – świdrowała go spojrzeniem.
- Brudny jestem? – zaczął się wycierać.
- Nie. Super dzisiaj grałeś, wiesz?
- E tam, Wszedłem tylko na zmianę. – mruknął.
- Ale jaką! Mów co chcesz, ale mi się podobałeś najbardziej.
- Cóż za wyznanie. A dostanę buziaka w nagrodę? – nadstawił policzek. Jednak rudowłosa przekręciła jego twarz i pocałowała niespodziewanie w usta.
- Dota… Co to było? – wydusił, gdy się odessał od niej.
- Twoja nagroda. Nie podoba się?
- Zaskoczyłaś mnie. Baaardzo… – spojrzał rozmarzonym wzrokiem.
- No to kontynuujemy. – przycisnęła go do ściany i ponownie połączyła ich usta. Była taka zachłanna, stanowcza, zaborcza. Podobała mu się taka.


|&&&|


      Stali pod halą po meczu i odprawie. Gawędzili sobie w najlepsze przy samochodach. Nagle minęła ich dziewczyna. Dziewczyna w kapeluszu. Nieśmiało spojrzała w ich stronę i tylko się uśmiechnęła promiennie.

- Widzieliście? Poszła sobie! Niebywałe… – zwrócił uwagę Rafał.
- Ty patrz! Nie rzuciła się na nas! – dorzucił Igła.
- No właśnie, dziwne… A może nas nie poznała?
- Albo jej kapelusz cały widok zasłonił.
- Hmm… Nie sądzę. Przecież się uśmiechnęła.
- To mógł być szczękościsk. – odparł Buszek z mądrym wyrazem twarzy.
- Ty Puszek! Jak coś wymyślisz… Chyba przysypiałeś na biologii co? – dopytywał się Wojtek.
- Wcale nie chodziłem, ale ciii – przyłożył konspiracyjnie palec do ust.
- Ha. Ja to chodziłem. Nasza pani była największą laską w szkole – rozmarzył się Krzysiek.
- A nasza to z laską łaziła. Czasem nawet 2 miała…
- Haha to ci się trafiło. A mówią że głupi ma szczęście. Cóż tym razem się nie sprawdziło – wszyscy wybuchli śmiechem prócz naburmuszonego Rafała.
- Nie lubię was! Wy wielkie kurzajki na małpim tyłku!
- A ty to wysyp hemoroidów. – odgryzł się Ignaczak.
- FOCH!
- A wiesz Rafcio co to znaczy? – spytał przebiegle Mateusz. - To któremu z nas robisz tą przyjemność?
- Hę?? – spojrzał na kolegów jak na idiotów.
- Fachowe obciąganie sam wiesz czego. Może Alkowi? Ej Akhrem! Tu ziemia!
- Co? Gdzie? Jak? – spytał zdezorientowany brunet.
- Na wznak! My tu rozmawiamy, a ty stoisz taki przyćmiony. Czy w zakręcie uliczki jest coś ciekawego, że tak się tam lampisz? – dociekał Baranowicz.
- Yyy… No… Fajna latarnia, co nie chłopaki? – próbował wybrnąć z sytuacji.
- Hmm… Widzisz ją codziennie, odkąd tu przyjechałeś i nagle cię zainteresowała? W dodatku jest dzień i się nie świeci. – stwierdził rzeczowo Grzyb.
- Odczep się!
- Ej! Nie tak ostro stary, tylko pytam.
- Stara to jest dupa, bo nie ma zębów. – odparował Alek.
- Czy sugerujesz, że mam brzydki tyłek?? – wtrącił ni z tego ni z owego Ignaczak.
- Nie wiem. Nie przyglądałem się.
- No i całe twoje szczęście! Jestem hetero pedale!
- A ja coś wiem! A ja coś wiem! – Buszek zaczął podskakiwać jak głupi i machać rękami w powietrzu.
- A co wiesz?? – spytali wszyscy naraz.
- Rafciu, spokojnie, bo zrobisz sobie krzywdę. – zażartował Michał.
- Bo w stronę tej latarni szła tamta dziewczyna – wydusił z siebie i uśmiechnął się cwaniacko do Alka.
- Jaka dziewczyna? – Alek próbował udawać, że nie wie, o co chodzi.
- Panienka w kapeluszu! Nie zgrywaj idioty. - reszta zaczęła się dwuznacznie uśmiechać – Aluś nam się zakochał. Jakie to słodkie. – rozległy się przymilne komentarze.
- Ty małpo z buszu! Lepiej się przyznaj, co to była za Ruda Kita wczoraj przed treningiem!? – zmienił temat przyjmujący.
- Tylko nie ruda kita!! Nikt nie będzie mi obrażał Dorci! – wrzasnął Rafał.
- Czy my o czymś nie wiemy? – spytało towarzystwo.
- Od razu byście wszystko chcieli wiedzieć. Ona się tylko o godzinę pytała. – wytłumaczył.
- A przy okazji powiedziała jak ma na imię co? – ironizował Alek.
- Nooo… Yyyyy…. Miała łańcuszek ze swoim imieniem!! - wymyślił w końcu.
- Czy to był pies czy dziewczyna w końcu? – spytał poirytowany Krzysiek.
- Pies?? Czy was do końca poje*ało??!!
- A jednak. Czyli lepiej sie znacie… – dorzucił z cwaniackim uśmiechem libero.
- Tam zaraz lepiej… Chyba jeszcze potrafię psa od dziewczyny rozróżnić, co??
- No nie byłbym tego taki pewien… Sam powiedziałeś że na biologie nie chodziłeś.
- Czepiasz się…
- To jakiego koloru ma oczy ta Dorcia – dopytywał rozgrywający.
- Różowe!! To cię nie powinno obchodzić, paszczaku! – brunet wybuchł gniewem.
- Jaki zazdrosny. Jeszcze nie jest twoja, to mogę robić, co chcę.
- Idę stąd!! Idę!! I nie próbujcie mnie nawet zatrzymać!!! – odwrócił się plecami do kolegów i zaczął przesuwać się tip-topami.
- Nie bulwersuj się tak. Jedna to laska na świcie?
- Odczep się!!!!!! Alek?? A ty znów patrzysz na tą latarnię?? – znów nastąpiła zmiana tematu.
- No przecież nie będziemy się kłócić o dziewczynę, no Rafa, co ty? Upierdliwy jesteś, wiesz? Mogę sobie patrzeć, gdzie mi się podoba. – Akhrem poczuł, że znów zaczną się nad nim znęcać.
- To patrz… Ja nie zabraniam.
- Ja sie wcale tam nie patrzyłem.
- Masz zeza?? – wypalił Buszek.
- Raczej ty! A do tego pryszcza na tyłku.
- Skąd wiesz??!! – spytał z przerażeniem chłopak.
- Widziałem jak brałeś prysznic. Ty! A może to rak?
- Sam jesteś rak
- Nie bo ryby – wyszczerzył się Białorusin.
- Sraty-taty dupa w kraty!
- Chyba twoja!
- Srały muszki będzie wiosna!
- Dobra koniec występu, ludowy poeto. – Wojtek próbował ratować sytuację.
- Nie pij wódki, nie pij wina, kup se rower Ukraina! – Buszek nie przestawał sypać „mądrościami”.
- Wiesz co? Pogadam z naszym lekarzem. Niech ci odstawi te leki…
- To są halucynki. Mam takie w doniczce – zaśmiał się szaleńczo.
- Naślę na ciebie gliny i będziesz miał nalot na chatę hahaha – wtrącił Ignaczak.
- Dobra, koniec spotkania kółka różańcowego. Ja spadam. – zdecydował Aleh.
- Leć, leć w przestworza!
- Zaraz sie zdziwisz, jak moja ręka poleci do twojej twarzy Puszek!
- Chcesz mnie okaleczyć?? – zrobił wielkie oczy.
- To dla twojego dobra, może zmądrzejesz…
- To mi nie grozi. – Rafa zaskoczył wszystkich szczerością.
- Chociaż raz powiedziałeś coś mądrego. Na razie – kiwnął dłonią na pożegnanie i wsiadł do samochodu.
- Kup se bazie! – Rafcio został bez odpowiedzi.
Reszta także powoli się pożegnała i rozjechali się do swoich domów.
|~~~~~~~~~~~~~~~~~~|
Zatem 20.58 i jest odcinek
z dedykacją dla naszej trójcy, wy wiecie dziewczynki :*