Miłość w kapeluszu

Miłość w kapeluszu

1 września 2010

|dos|


… Mijając się kolejny raz …


      Od zawsze lubiłam chodzić do parku, bo od zawsze lubiłam naturę i zieleń. Przeważnie przesiadywałam na ławce gdzieś obok stawu. Obserwowałam pływające kaczki bądź łabędzie. Drzewa szumiały, poruszane lekkim wietrzykiem. Przyzwyczaiłam się do gapiących się przechodniów. Czy dziewczyna w kapeluszu to taka sensacja?

      Nagle przebiegł przede mną mały blondynek. Podążyłam za nim wzrokiem. Chłopiec podszedł do brzegu stawu i planował przejść przez łańcuch zabezpieczający.Rozejrzałam się uważnie i poderwałam z miejsca. Szybko znalazłam się obok dziecka. Chwyciłam go i podniosłam do góry.
- Aaa! Kto mnie łapie? – krzyknął malec.
- Nie możesz przechodzić przez łańcuch, wpadniesz do wody.
- Ja kciałem być bliżej kacusek!
- Dobrze je widać stąd. – uśmiechnęłam się zachęcająco.
- No dobla… – mruknął.
- A gdzie masz mamusię? – zapytałam, czując, że skądś znam tego chłopca.
- Nie mam mamusi. Zostałem sam z tatą. A może ty zostanies moją mamusią? – chwilowo mnie zatkało. W tym momencie zaskoczyłam. Ta słodka buźka, oczy po tatusiu, brak mamy. To syn Akhrema!
- W takim razie gdzie twój tata? Pewnie się martwi.
- Oj, siedzi tam! Gada z panem. – wskazał paluszkiem na drugi koniec parku.
- Chodź, zaprowadzę cię. – chwyciłam go za rękę. Poczułam jak mnie ściska. Po moim ciele przeszło przyjemne ciepło. Doświadczyłam tego po raz pierwszy. Malutka duszyczka szła obok mnie. Za moment ujrzałam sylwetkę siatkarza. Ogarnął mnie strach. Zupełnie nie wiem, dlaczego bałam się do niego podejść i spojrzeć mu w oczy. Taka moja dziwna natura.

      Skorzystałam z okazji, iż Białorusin stał tyłem do mnie i dotransportowałam chłopca za jego plecy, po czym oddaliłam się pospiesznie.


|&&&|


      Namolny znajomy. To mówi wszystko. Takich ludzi omija się z daleka i ucieka gdzie popadnie. Pech chciał, że jego syn biegł prosto w stronę pana Zenka. Przecież nie wyprze się małego. No i w taki sposób najbliższą godzinę miał z głowy. Musiał słuchać zwierzeń i plotek. Cierpliwie stał i czekał, modląc się w duchu o koniec.W pewnym momencie poczuł pukanie w plecy.
- Tato! Znalazłem nową mamusię! – wrzasnął Igor.
- Dziecko, co ty wygadujesz? Jaką mamusię?
- No tą! – chłopiec odwrócił się, lecz nikogo za sobą nie zobaczył. – Ojej uciekła… Kciałem podejść do kacusek, ale ona mnie odciągnęła od łancuska. Bardzo miła, wies? Popats! Tam idzie! – wskazał jedną z alejek.

      Alek dostrzegł tylko postać na końcu ścieżki. Jej włosy poruszał wiatr a na głowie…miała kapelusz! Czyżby to była ta sama ? Czy go poznała? Uratowała Igorka. Powinien jej podziękować, tylko jak? Może jeszcze się kiedyś spotkają…
- Dlaczego uciekłeś? Mogłeś wpaść i się utopić! – pouczał syna.
- Pseplasam tatuś… – przytulił się do ojca. Ten wziął go na ręce i pomaszerowali w stronę domu.


|&&&|


      Zawsze gdy moja siostra znikała z domu, ja wybierałam się na spacery. Przemykałam przez park, przechodziłam obok Podpromia i gdzieś dalej się włóczyłam. Taka stała trasa. Wracając do domu, zastawałam czekającą na mnie Dorotę. Biedaczka, tak o mnie truchlała. Musiałam jej wyjaśnić, gdzie i kiedy chodzę. A moje pytania zbywała półuśmiechami! I gdzie tu sprawiedliwość? Nie ma.
- A może skoczymy na mecz? – przywitała mnie, wachlując się dwoma biletami.
- A kto gra?
- Ważne, że Resovia gra. – uśmiechnęła się.

      Za moją zgodą wylądowałam razem z nią na trybunach. Lubiłam tą atmosferę. Byłam częścią wiwatującego tłumu. Bo my, kibice, to jedna wielka rodzina.

- Nawet tutaj musisz mieć ten swój kapelusz? – usłyszałam Dotę.
- A co? Przeszkadza ci albo komuś za mną?
- Nie no, tak pytam. Jak lubisz to noś.
- Zatem lubię i noszę.
- Patrz jesteśmy na ekranie. Machajmy! – no i machałam razem z nią, uśmiechając się głupio. Czy nawet operator robi sensację z mojego kapelusza?


|&&&|


      Właśnie trwała przerwa między setami. Rezerwowi biegali z boku boiska i rozgrzewali się w razie wejścia do gry. Zawodnicy z szóstki odbijali piłki. Trener przekazał im już co swoje. Brunet rozglądał się po hali. Kibice jak zawsze nie zawiedli. Czuł energię płynącą od nich, to wsparcie dla drużyny. Teraz oni musieli wygrać, by się odwdzięczyć.

      Zerknął na telebim. Ludzie machali i uśmiechali się do kamery. Wtem ujrzał i dziewczynę w kapeluszu. Zobaczył jej uśmiech, troszkę wymuszony, ale uśmiech. Wyglądała zupełnie inaczej. Miał nadzieję, że już lepiej się czuje. Musiał ją koniecznie złapać po meczu i wreszcie podziękować.
- Co tak patrzysz? – zagadnął go Rafał.
- A tak sobie na ludzi.
- Mamy wspaniałych kibiców, prawda?
- Najlepszych. – próbował odnaleźć ją wzrokiem na widowni, ale czas przerwy już minął. Weszli na boisko. Przyszła jego kolej do zagrywki. Obrócił piłkę w dłoniach. Chciał ją wykonać jak najlepiej. Chciał pokazać wszystkim, że potrafi. Chciał zabłysnąć przed nią?


|&&&|


      Przed chwilą Akhrem zmiótł swoją zagrywką libero drużyny przeciwnej.
- Taak! Cudownie! Jeszcze jeden! – krzyczała moja siostra. Ja tylko się uśmiechnęłam.Spojrzała na mnie.
- No co? – spytałam.
- Przestań się nim zachwycać tylko kibicuj!
- Co? Ja się wcale nie zachwycam! Nikim! – oburzyłam się.
- Dobra, dobra. Zobaczymy.
- To ty jednego tam świdrujesz wzrokiem. Dziurę w koszulce pewnie już ma. – odgryzłam się.
- Jak już to w spodenkach! – zachichotała. – Yees! Tak trzymaj! – razem z nią krzyczał cały sektor. 

      Kolejny as serwisowy Białorusina. Dobrą passę ma. Cieszyło mnie to. Przyda mu się pewność siebie i sukces osobisty. W końcu to oddziałuje na ogólny stan psychiczny. Mam nadzieję, że już się uporał ze wszystkim.

      Ku naszej uciesze gospodarze zwyciężyli. Po skończonym meczu kierowałyśmy się w stronę wyjścia. Spojrzałam na boisko. Zawodnicy odpoczywali na parkiecie, rozciągali się. Między nimi biegał chłopczyk. Igorek… Nie tylko ja go poznałam, on mnie widocznie też, bo zaczął machać jak szalony. Serce mi zmiękło. Odmachałam. Gdy pobiegł do ojca z palcem skierowanym na mnie, natychmiast się odwróciłam.
- Znasz małego Akhrema? – spytała moja siostra. Widząca wszystko, co nie powinna.
- Nie no, niby skąd? – udałam zdumienie. Chociaż w sumie mam rację, przecież go nie znam.
- Machał do ciebie, jakby cię rozpoznał. Dziwne…
- Za dziećmi nie nadążysz. – skwitowałam, wychodząc na dwór. Dobrze, że nie drążyła tego tematu.
- Wiesz, wróć do domu sama. Ja muszę coś jeszcze załatwić. – oznajmiła tuż pod budynkiem.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia.


|&&&|


      Wychodził na dwór cały uśmiechnięty. Wygrali. Dołożył się do tego sukcesu malutką cząstką. Ale zawsze… Nagle coś go pociągnęło w bok i przycisnęło do ściany.
- Ratunku! – krzyknął.
- Nie drzyj się! To ja pacanie! – ujrzał przed sobą Dorotę.
- Aaa… Czemu tak ostro?
- Bo ja lubię zaskakiwać. – świdrowała go spojrzeniem.
- Brudny jestem? – zaczął się wycierać.
- Nie. Super dzisiaj grałeś, wiesz?
- E tam, Wszedłem tylko na zmianę. – mruknął.
- Ale jaką! Mów co chcesz, ale mi się podobałeś najbardziej.
- Cóż za wyznanie. A dostanę buziaka w nagrodę? – nadstawił policzek. Jednak rudowłosa przekręciła jego twarz i pocałowała niespodziewanie w usta.
- Dota… Co to było? – wydusił, gdy się odessał od niej.
- Twoja nagroda. Nie podoba się?
- Zaskoczyłaś mnie. Baaardzo… – spojrzał rozmarzonym wzrokiem.
- No to kontynuujemy. – przycisnęła go do ściany i ponownie połączyła ich usta. Była taka zachłanna, stanowcza, zaborcza. Podobała mu się taka.


|&&&|


      Stali pod halą po meczu i odprawie. Gawędzili sobie w najlepsze przy samochodach. Nagle minęła ich dziewczyna. Dziewczyna w kapeluszu. Nieśmiało spojrzała w ich stronę i tylko się uśmiechnęła promiennie.

- Widzieliście? Poszła sobie! Niebywałe… – zwrócił uwagę Rafał.
- Ty patrz! Nie rzuciła się na nas! – dorzucił Igła.
- No właśnie, dziwne… A może nas nie poznała?
- Albo jej kapelusz cały widok zasłonił.
- Hmm… Nie sądzę. Przecież się uśmiechnęła.
- To mógł być szczękościsk. – odparł Buszek z mądrym wyrazem twarzy.
- Ty Puszek! Jak coś wymyślisz… Chyba przysypiałeś na biologii co? – dopytywał się Wojtek.
- Wcale nie chodziłem, ale ciii – przyłożył konspiracyjnie palec do ust.
- Ha. Ja to chodziłem. Nasza pani była największą laską w szkole – rozmarzył się Krzysiek.
- A nasza to z laską łaziła. Czasem nawet 2 miała…
- Haha to ci się trafiło. A mówią że głupi ma szczęście. Cóż tym razem się nie sprawdziło – wszyscy wybuchli śmiechem prócz naburmuszonego Rafała.
- Nie lubię was! Wy wielkie kurzajki na małpim tyłku!
- A ty to wysyp hemoroidów. – odgryzł się Ignaczak.
- FOCH!
- A wiesz Rafcio co to znaczy? – spytał przebiegle Mateusz. - To któremu z nas robisz tą przyjemność?
- Hę?? – spojrzał na kolegów jak na idiotów.
- Fachowe obciąganie sam wiesz czego. Może Alkowi? Ej Akhrem! Tu ziemia!
- Co? Gdzie? Jak? – spytał zdezorientowany brunet.
- Na wznak! My tu rozmawiamy, a ty stoisz taki przyćmiony. Czy w zakręcie uliczki jest coś ciekawego, że tak się tam lampisz? – dociekał Baranowicz.
- Yyy… No… Fajna latarnia, co nie chłopaki? – próbował wybrnąć z sytuacji.
- Hmm… Widzisz ją codziennie, odkąd tu przyjechałeś i nagle cię zainteresowała? W dodatku jest dzień i się nie świeci. – stwierdził rzeczowo Grzyb.
- Odczep się!
- Ej! Nie tak ostro stary, tylko pytam.
- Stara to jest dupa, bo nie ma zębów. – odparował Alek.
- Czy sugerujesz, że mam brzydki tyłek?? – wtrącił ni z tego ni z owego Ignaczak.
- Nie wiem. Nie przyglądałem się.
- No i całe twoje szczęście! Jestem hetero pedale!
- A ja coś wiem! A ja coś wiem! – Buszek zaczął podskakiwać jak głupi i machać rękami w powietrzu.
- A co wiesz?? – spytali wszyscy naraz.
- Rafciu, spokojnie, bo zrobisz sobie krzywdę. – zażartował Michał.
- Bo w stronę tej latarni szła tamta dziewczyna – wydusił z siebie i uśmiechnął się cwaniacko do Alka.
- Jaka dziewczyna? – Alek próbował udawać, że nie wie, o co chodzi.
- Panienka w kapeluszu! Nie zgrywaj idioty. - reszta zaczęła się dwuznacznie uśmiechać – Aluś nam się zakochał. Jakie to słodkie. – rozległy się przymilne komentarze.
- Ty małpo z buszu! Lepiej się przyznaj, co to była za Ruda Kita wczoraj przed treningiem!? – zmienił temat przyjmujący.
- Tylko nie ruda kita!! Nikt nie będzie mi obrażał Dorci! – wrzasnął Rafał.
- Czy my o czymś nie wiemy? – spytało towarzystwo.
- Od razu byście wszystko chcieli wiedzieć. Ona się tylko o godzinę pytała. – wytłumaczył.
- A przy okazji powiedziała jak ma na imię co? – ironizował Alek.
- Nooo… Yyyyy…. Miała łańcuszek ze swoim imieniem!! - wymyślił w końcu.
- Czy to był pies czy dziewczyna w końcu? – spytał poirytowany Krzysiek.
- Pies?? Czy was do końca poje*ało??!!
- A jednak. Czyli lepiej sie znacie… – dorzucił z cwaniackim uśmiechem libero.
- Tam zaraz lepiej… Chyba jeszcze potrafię psa od dziewczyny rozróżnić, co??
- No nie byłbym tego taki pewien… Sam powiedziałeś że na biologie nie chodziłeś.
- Czepiasz się…
- To jakiego koloru ma oczy ta Dorcia – dopytywał rozgrywający.
- Różowe!! To cię nie powinno obchodzić, paszczaku! – brunet wybuchł gniewem.
- Jaki zazdrosny. Jeszcze nie jest twoja, to mogę robić, co chcę.
- Idę stąd!! Idę!! I nie próbujcie mnie nawet zatrzymać!!! – odwrócił się plecami do kolegów i zaczął przesuwać się tip-topami.
- Nie bulwersuj się tak. Jedna to laska na świcie?
- Odczep się!!!!!! Alek?? A ty znów patrzysz na tą latarnię?? – znów nastąpiła zmiana tematu.
- No przecież nie będziemy się kłócić o dziewczynę, no Rafa, co ty? Upierdliwy jesteś, wiesz? Mogę sobie patrzeć, gdzie mi się podoba. – Akhrem poczuł, że znów zaczną się nad nim znęcać.
- To patrz… Ja nie zabraniam.
- Ja sie wcale tam nie patrzyłem.
- Masz zeza?? – wypalił Buszek.
- Raczej ty! A do tego pryszcza na tyłku.
- Skąd wiesz??!! – spytał z przerażeniem chłopak.
- Widziałem jak brałeś prysznic. Ty! A może to rak?
- Sam jesteś rak
- Nie bo ryby – wyszczerzył się Białorusin.
- Sraty-taty dupa w kraty!
- Chyba twoja!
- Srały muszki będzie wiosna!
- Dobra koniec występu, ludowy poeto. – Wojtek próbował ratować sytuację.
- Nie pij wódki, nie pij wina, kup se rower Ukraina! – Buszek nie przestawał sypać „mądrościami”.
- Wiesz co? Pogadam z naszym lekarzem. Niech ci odstawi te leki…
- To są halucynki. Mam takie w doniczce – zaśmiał się szaleńczo.
- Naślę na ciebie gliny i będziesz miał nalot na chatę hahaha – wtrącił Ignaczak.
- Dobra, koniec spotkania kółka różańcowego. Ja spadam. – zdecydował Aleh.
- Leć, leć w przestworza!
- Zaraz sie zdziwisz, jak moja ręka poleci do twojej twarzy Puszek!
- Chcesz mnie okaleczyć?? – zrobił wielkie oczy.
- To dla twojego dobra, może zmądrzejesz…
- To mi nie grozi. – Rafa zaskoczył wszystkich szczerością.
- Chociaż raz powiedziałeś coś mądrego. Na razie – kiwnął dłonią na pożegnanie i wsiadł do samochodu.
- Kup se bazie! – Rafcio został bez odpowiedzi.
Reszta także powoli się pożegnała i rozjechali się do swoich domów.
|~~~~~~~~~~~~~~~~~~|
Zatem 20.58 i jest odcinek
z dedykacją dla naszej trójcy, wy wiecie dziewczynki :*

1 komentarz: