Miłość w kapeluszu

Miłość w kapeluszu

22 sierpnia 2010

|uno|


… Ten sam problem, różne sytuacje …


      Od mojego poprzedniego tańca na deszczu minął miesiąc. Nie żeby nie padało, ale po prostu nie miałam sposobności. Lecz dzisiaj znów ciemne chmury zawładnęły Rzeszowem. Jednak ja nie miałam ochoty na radość. Ne po tym, co się stało.Wycięłabym ten miesiąc z mojego życia, gdybym mogła.

      Mimo tego wyszłam z mieszkania i usiadłam na krawężniku przed blokiem. Deszcz coraz bardziej mnie przemaczał. Nie przeszkadzało mi to. Zwiesiłam głowę w dół. Od świata odgradzał mnie mój kapelusz. Byłam sama z moimi smutkami. Nie chciałam nimi obarczać Doroty. Tylko by się niepotrzebnie denerwowała, a widziałam jaka jest szczęśliwa. Nie wiem, co to był za facet, ale działał cuda. Usłyszałam pisk opon obok siebie.


|&&&|



      To był ciężki czas dla niego. Musiał wykazać się odpowiedzialnością i samodzielnością. Postawił sobie za priorytet wychowanie syna jak najlepiej potrafił. Poświęcał mu swój cały wolny czas. Dla kogoś innego byłoby to męczące, ale on przy synku odpoczywał. Te chwile we dwoje umacniały ich więzi. Aleh oddawał chłopcu całą swoją miłość.

      Początkowo pojawił się problem, bowiem musiał chodzić na treningi. Nie chciał zabierać chłopca na halę, bo nikt nie wiedział, co się stało. A jeżeli wiedzieli, to nie dawali mu tego odczuć. Igor nie mógł także zostać sam w domu. W końcu mężczyzna zapukał do drzwi sąsiadki. Trudno, dowie się, rozniesie plotki, ale syn będzie bezpieczny. Nie wiedział, jak się mylił w stosunku do pani Czesławy.

      Przyjęła propozycję z radością, nie chciała żadnych pieniędzy, a na dodatek okazała mu troskę. Przemiła starsza pani zostawiła wszelkie wiadomości dla siebie. Zostawała z Igorem zawsze, kiedy było potrzeba, witała siatkarza ciepłym obiadem. Troszkę przypominała mu jego matkę. Czuł się lżej, pewniej. Jako tako funkcjonował w ekosystemie. Nie był jedynym samotnym ojcem na Ziemi. Dają sobie radę!

      Kolejny dzień zaczął się jak zawsze. Przed porannym treningiem zaniósł syna do sąsiadki, a sam pojechał na halę. Wszystko przebiegało normalnym rytmem. Pod koniec zajęć trener zawołał go do gabinetu.
- Usiądź. Słuchaj Alek, nie zamierzam się wtrącać w twoje życie, ale po prostu się martwię. Jak wiesz, ty i twoja rodzina jesteście rozpoznawalni. Doszły mnie słuchy, że widziano za granicą twoją żonę prowadzającą się z jakimś facetem za rękę. To prawda?
- Bo widzi trener… Ja już nie mam żony… – wydusił odwracając głowę w bok.
- Jak to? Co się stało?
- Odeszła ode mnie miesiąc temu. Zostawiła mi syna, mieszkanie, pieniądze.Tylko jej nie mam… – mruknął coraz bardziej przygnębiony. Mężczyzna podszedł do niego i chwycił za ramię.
- Jak sobie radzisz? Może mogę jakoś pomóc? Dlaczego nie powiedziałeś?
- Już w porządku. Dwa tygodnie temu udzielili nam rozwodu. Naprawdę nie musi nic pan robić. Nie powiedziałem, bo po co mieszać życie prywatne do sportu.
- Ale przecież mamy się traktować jak rodzina. Pamiętaj, że możesz ze mną o wszystkim porozmawiać.
- Dobrze. Musiałem to sam strawić. Lepiej, żeby już nic się nie działo.
- Skoro mówisz, że już lepiej. Nie zatrzymuję cię. Do zobaczenia.

      Wyszedł z gabinetu Travicy z dylematem. Czy nie powinien powiedzieć chłopakom prawdy? Po otworzeniu drzwi, patrzyło na niego kilkanaście par oczu.
- Przeskrobałeś coś? – wypalił Buszek.
- No co ty. Nie o to chodziło. Chłopaki, nie chcę żebyście myśleli, że wam nie ufam. Chyba muszę wreszcie to powiedzieć.
- Ale co? Jesteś taki tajemniczy.. – drążył Grzyb.
- Otóż… Zostałem samotnym ojcem. Natalia odeszła. Rozwiedliśmy się… – z każdym kolejnym słowem, głębszy szok malował się na twarzach zawodników.
- A… Ale jak to? Kiedy? – wydusił Rafael.
- Miesiąc temu.
- I dopiero teraz nam mówisz? Przecież byśmy ci pomogli. – oburzył się Krzysiek.
- Wiem, wiem. Potrzebowałem sam to ogarnąć. Teraz już jest ok.
- A jak Igorek? – zatroszczył się Mika.
- Zostaje z sąsiadką, gdy mnie nie ma.
- Stary, podziwiam cię. Jesteś wzorem do naśladowania. – poklepał go Wojtek.
- Mimo wszystko cieszcie się, że macie kobiety przy sobie. Miłość jest niezastąpiona – podsumował brunet i zaczął się przebierać.

      Po drodze do domu zrobił zakupy, dlatego jechał inną trasą. Nagle zobaczył dziewczynę siedzącą na krawężniku. Lało niemiłosiernie, a ona cała przemoknięta i skulona tkwiła tam. Przypomniał sobie coś… Przecież… Tak, to była ta sama dziewczyna, która tańczyła wtedy tak radośnie w strugach deszczu. Nie mógł przejechać obojętnie. Zatrzymał pojazd i wysiadł, biorąc parasol i roztaczając go nad nieznajomą.


|&&&|



      Nagle poczułam, że już na mnie nie pada. Co jest grane? Spojrzałam do góry. Stał nade mną brunet z parasolem. Poznałam go.
- To miłe z pańskiej strony, ale ja siedzę tu już długo i parę kropel w te czy w te nie robi mi różnicy. – Tymczasem on przysiadł się do mnie.
- Co się stało? Dlaczego nie tańczysz? – szczerze się zdziwiłam.
- Skąd wiesz?
- Widziałem cię kiedyś.
- Aha. Nigdy nie tańczę, kiedy jestem zrozpaczona.
- Możemy porozmawiać. – zaproponował. Wzbudził moje zaufanie.
- Czy wszyscy faceci są tacy płytcy, że nie są zdolni do miłości? – zapytałam prosto z mostu.
- Dlaczego tak twierdzisz?
- Bo po raz kolejny się zawiodłam. Ja chciałam dojrzałego związku, a on mnie wymienił na lepszy model. Mam dość. – wyładowałam swoja frustrację na wyrywaniu trawy.
- Ja mógłbym powiedzieć to samo o kobietach. – spojrzałam na niego zdumiona.
- Dlaczego?
- Bo ją kochałem, a ona odeszła z innym. – Dlaczego mi to mówił? Czyli jednak te plotki to prawda…
- Przepraszam, nie chciałam cię urazić.
- Nie, nic się nie stało. Umiem już mówić o tym na spokojnie.
- Ale nie wszystkie kobiety są takie – mruknęłam.
- Tak samo jak nie wszyscy faceci nie są zdolni do miłości. – powiedział mi na pożegnanie i odjechał.
      Zrozumiałam, że nie tylko ja się tak czuję. Muszę to strawić i zapomnieć. Skoro on trzymał się tak dzielnie. A przecież jego związek był o wiele poważniejszy.

      Gdy oglądałam w telewizji kolejny mecz Resovii, tym razem na wyjeździe, uważnie obserwowałam „7”. W jego zachowaniu nie było nic dziwnego. Był naturalny. Całe skupienie poświęcał piłce. Jakby wszystko inne zostało gdzieś poza nim. Tu i teraz toczył się mecz. Klubowi z Rzeszowa kibicowałam nie od dziś. Gdy tylko mogłam, chodziłam na mecze na Podpromie. Podziwiałam siatkarzy za ich siłę, wolę walki i umiejętności. Funkcjonowanie całej drużyny wydawało mi się idealnie zgranym systemem trybików. Wyobrażałam sobie jakie to trudne. Za każdym razem wprawiało mnie to w zdumienie. Szanowałam pracę zawodników, trenera, statystyków a także sztabu medycznego. Każdy miał swoją rolę i zadanie. Jeżeli wszystko było na odpowiednim miejscu, maszyna do grania wygrywała. Chociaż czasem wszystko było dobrze a i tak przeciwnik był górą. Sport jest nieprzewidywalny.

       Mecze były dla mnie sposobem na odstresowanie, zrelaksowanie między nauką, bowiem kończyłam w tym roku ekonomię. Po drodze zrobiłam jakiś kurs gastronomiczny. Nie byłam zdecydowana, co do zawodu. Jednak przykładałam się do tego, co zaczęłam. Oglądanie siatkówki napawało mnie pozytywną energią.



|&&&|



      Martwiło ją dziwne zachowanie siostry. Tym bardziej, że Eryk unikał jej na uczelni. Czyżby coś się stało? Ale chyba Marta by jej powiedziała? Lekko rozchmurzyła się, widząc znajomą sylwetkę chłopaka.

      Z Rafałem troszkę się już znała. Zaczęło się od ich wspólnych znajomych. Na chłodno podeszła do tej znajomości i chyba to go w niej urzekło, bo koniecznie chciał ją poznać bliżej. To było ich już któreś z kolei spotkanie. Czy można to nazwać randką? Zdecydowanie tak. Stopniowo zbliżali się do siebie. Na razie każde wmawiało sobie, że są dobrymi znajomymi.

- Cześć Puszek-Okruszek. – powitała go radośnie.
- Siema Dotuś. – wytknął język.
- Wiesz, że nie lubię jak tak do mnie mówisz!
- Oj, ale ja lubię cię troszkę powkurzać. Jesteś wtedy taka impulsywna. Kręci mnie to. – poruszył brwiami.
- Zobaczymy, czy dalej cię będzie kręcić, jak ja ci coś ukręcę.
- Chyba nie myślisz o… – spojrzał przestraszony.
- Tak, właśnie!
- Moje biedne jajca! Mój biedny pytonie! – zawył.
- Oj uspokój się. Szału sprzętem nie robisz. – wyszczerzyła się.
- Chcesz zobaczyć? – sięgnął do rozporka.
- Nie strasz dzieci! Jesteśmy w parku. Zamkną cię za ekshibicjonizm.
- Ty jak zawsze dramatyzujesz. Lepiej się przyznaj, że nie chcesz tego widoku dzielić z innymi.
- Zaraz ci zdejmę z twarzy ten cwaniakowaty uśmiech.
- Uwielbiam w tobie to napięcie. Ale już spokojnie, ja chcę być płodny – uspokajał Dorotę, gładząc ją po ramieniu.
- Powiedzmy, że ci dzisiaj daruję.
- Cudownie. W takim razie chodźmy już na to jedzonko. W brzuchu mi burczy.
- Och, ty śmiertelniku! Powinieneś się karmić moją obecnością u twego boku. – Spojrzała na niego wyniośle.
- Oczywiście, oczywiście. Tylko jestem tak głodny, że mógłbym zjeść cię całą. I komu bym wtedy dogryzał?
- Jeżeli mam umierać to nie w twojej paszczy, mutancie!
- Ej ej, kochana, wyluzuj. Pójdziemy do knajpy i po kłopocie. – uśmiechnął się.
- Niech ci już będzie. Ty stawiasz! – krzyknęła i pobiegła przed siebie. Rafał natychmiast pognał za nią.
- Poczekaj! Ta dziewczyna mnie kiedyś wykończy. – westchnął.



|&&&|



      Dorota wróciła do domu, uśmiechnięta od ucha do ucha. Zresztą jak zwykle ostatnio. Aż mi się cieplej na sercu robiło, jak na nią patrzyłam. Widziałam jej wzrok, który padł na suszące się ubrania.

- Znowu cudowałaś na deszczu?
- Nie, dzisiaj po prostu siedziałam.
- To jakaś obsesja?
- Lubię wodę – skwitowałam.
- Jak tak ją lubisz, to idź na basen, a nie stercz na dworze w czasie ulewy. Zobaczysz, w końcu nabawisz się jakiegoś choróbska – zaczęła kolejną ze swoich gadek.
- Oj, no, nie roztopię się.
- A nie mogłabyś wyjść gdzieś z Erykiem, zamiast tak tu siedzieć? – jej pytanie mnie zmroziło. O nie, Marta, nie rozklejaj się teraz. Nie możesz! Za późno… Poczułam łzy pod powiekami.
- Nie, nie mogę. – wychrypiałam z zamkniętymi oczami.
- Co się stało kochanie? – przysiadła się do mnie i otoczyła ramieniem.Wtuliłam się w nią mocno.
- Rzucił mnie. Teraz może sobie wychodzić z Aliną.
- Nie wierzę. Jaki palant! Nie zasługiwał na ciebie. Nie płacz, poradzimy z tym sobie – jej spokojny głos mnie koił.
- Już jakiś tydzień temu… – wyznałam.
- Co?! Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Widziałam, jaka jesteś szczęśliwa. Nie chciałam cię tym obarczać.
- Głupolku, jestem twoją siostrą i kocham cię. Wszystko co dotyczy ciebie, dotyczy także mnie. – I tak zostałyśmy przytulone do siebie.

|~~~~~~~~~~~~~~~~~|


Witam, wreszcie doczekałyście się odcinka :)
Mam nadzieję, że zadowolone?
Odcinek z dedykacją dla… hmm… Anny :*
za podrzucenie pomysłu spotkania :)
Pozdrawiam serdecznie, czekajcie cierpliwie na następny :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz