Miłość w kapeluszu

Miłość w kapeluszu

4 lutego 2011

|doce|



... Brnąc coraz dalej w to zakochanie ...


- Już jestem – stanął obok mnie.
- I jak wywiad?
- A dobrze. Jak mnie zachwalali.
- Uważaj, bo popadniesz w samozachwyt – szturchnęłam go.
- Nie grozi mi to. Powiedziałem, że to nie tylko moja zasługa.
- Alek… Coś ty im nagadał? – przestraszyłam się.
- Nie mam zamiaru cię ukrywać. Przecież mi pomogłaś.
- Ale po co ci to było? Ja nie chcę rozgłosu… – zmartwiłam się.
- Oj Martusiu, spokojnie – przytulił mnie, a mi o dziwo było lepiej. – Nie będzie źle. Pamiętaj, że masz mnie.
- Serio?
- Tak. Od teraz jestem twoim opiekunem.
- Ooo. A to na jakiej podstawie?
- Bo… bo… bo dzięki tobie dobrze gram.
- Wybrnąłeś. Niech ci będzie – pokręciłam głową z uśmiechem.
- Gołąbki! Rozczepcie się na chwilę, bo trener wzywa na odprawę.
- Nie przeginaj Buszu! – wytknęłam język i ryknęłam śmiechem.
- Dorota, weź nią się zaopiekuj, bo chyba coś nie tak – rzucił brunet.
- Marta, opanuj się.
- Dobrze, już dobrze. Pełen spokój.
- O ile na Alka miłość wpływa dobrze, o tyle o ciebie się martwię – zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Taaa… Na ślubnym kobiercu albo jak cię wybrzuszy, to też tak powiesz?
- Doroto! Nie przeginaj!
- No co? Przykłady z życia podaję.
- Mi kraczesz, a sama się doczekasz.
- To nie było śmieszne – warknęła.
- Nie? Mi się podobało.

           Dorota pojechała z Buszkiem, a mnie Alek wpakował do swojego samochodu.
- Naprawdę bym się z chęcią przeszła.
- Oj tam. Chłodno jest, nie możesz się rozchorować.
- No niech ci już będzie. Mam nadzieję, że mnie nigdzie nie wywieziesz.
- Oczywiście, że jedziemy do lasu. Przywiążę cię do drzewa, rozbiorę…
- Skończ!
- Oj przyznaj, że byś chciała.
- Puknij się w czoło.
- I po co te nerwy? Odwiozę cię pod dom.
- Od razu lepiej brzmi.
- A po drodze nie ma jakiegoś lasu? – przekomarzał się, odpalając silnik.
- Nie widziałam, ale znając ciebie to jakiś znajdziesz.
- Wiadomo, bo ja zdolny jestem.
Niebawem zatrzymał samochód.
- Jesteśmy na miejscu.
- Dziękuję za transport. Dobranoc – chwytałam za klamkę, gdy jego dłoń dotknęła mojej.
- Poczekaj, chciałbym cię o coś zapytać.
- Tak? – spojrzałam na niego. Trzymał moją dłoń w swoich i nad czymś się zastanawiał.
- Czy mógłbym być twoim opiekunem…
- Przecież się zgodziłam – przerwałam mu.
- … bo ty byłabyś moją dziewczyną? – skończył, a mnie zatkało.
- Alek…
- Wiem, wiem, że to być może za szybko, ale ja nie chcę czekać. Kocham cię już teraz.
- Jeżeli, to co mówisz, to prawda…
- Najszczersza. Nie żartowałbym z takiej sprawy.
- … to jestem skłonna się zgodzić.
- Czyli tak? – spytał zaskoczony.
- No tak – zawstydziłam się lekko.
- To mój szczęśliwy dzień! A ty jesteś moim szczęściem!

          Złączył nasze usta w pocałunku. Po raz pierwszy całowaliśmy się jako para. Było magicznie.
- Nie wiem, czy będę mógł zasnąć, ale tobie życzę kolorowych snów – wyszeptał tuż przy moich ustach.
- Uwierz, że ja też nie, ale dobrej nocy Alusiu.
- Cudownie to brzmi w twoich ustach.
- Zatem tak ci będę mówić, Alusiu – musnęłam go po raz ostatni i wyszłam.

          Ledwo przekroczyłam próg, a już rozdzwonił się mój telefon.
- Cześć siostra. Jakby co, to możesz zaprosić Alka na kolację… ze śniadaniem, bo ja zostaję u Rafała, także…
- Och, jakże mi przykro, już pojechał – udałam zmartwioną.
- Przepraszam, że się spóźniłam. Nadrobicie kiedy indziej – zachichotała.
- Udam, że nie słyszałam. To wam życzę upojnej nocy, żeby Buszek stanął na wysokości zadania.
- On zawsze staje! Jemu też stoi… Aaa… Mniejsza z tym. Dobranoc.
- Dobranoc.

„Przytul mnie. Kompletnie nie mogę zasnąć. Nawet nie ziewam. Za to, gdy zamknę oczy, widzę ciebie. Masz na to lekarstwo?”

„Hmm… Dolega mi prawie to samo, ale ja widzę jakiegoś przystojnego bruneta w pasiaku. Chyba jakiś więzień. Co o tym myślisz? Nie, nie znam lekarstwa.”

„Wiesz… A od kiedy w więzieniach chodzą w biało-czerwonych paskach? Ja chyba wiem, co by pomogło…”

„Ooo… Wiesz, co mi się śniło? Jestem ciekawa, co.”

„Jeżeli ten brunet był przystojny, to byłem to ja. Jakbyś była obok, może bym zasnął.”

„ Nie, to chyba nie ty. Był ładniejszy od ciebie. Nie kuś, nie kuś.”

„I teraz się obrażam, o! To niby, który z drużyny jest ładniejszy ode mnie? A muszę, bo może cię skuszę.”

„Skoro jesteś obrażony, to nie mam się co skuszać. A noo… Michał na przykład albo Matej.”

„Chyba sobie kpisz? To czemu z nimi nie jesteś? Jak przyjdziesz, to się może odobrażę…”

„No naprawdę są nieźli. A bo oni są tylko ładni, a znam jednego, co jest ładny i jeszcze kochany. Nie będę ryzykować.”

„Jestem kochany? Oj za to zasłużyłaś na buziaka:* dobrze, już dzisiaj nie tłucz się, ale jutro musimy się zobaczyć. No to już ładnie zamykaj oczka i przykryj się kołderką.”

„ Jutro odbiorę należność ;p dobrze, kochany Alusiu. Ty za to rączki na kołderkę i śpij grzecznie jak twój synek.”

          Cudownie uczucie. Obudzić się i poczuć się kochanym. Nawet na przekór prognozom pogody, zaświeciło słońce. Uśmiechnęłam się sama do siebie i leniwie przeciągnęłam. Ktoś chciał się do mnie dodzwonić.
- Słucham?
- Tu twój osobisty, seksowny budzik. Słońce już wstało, ty też powinnaś.
- Mmm… Takiego głosu mogłabym słuchać cały dzień. Już, zaraz się wynurzę spod kołderki.
- No nie stać mnie na takie rozmowy, ale zawsze możesz do mnie przyjść. Wtedy mogę ci nawijać.
- Co ty mnie tak zwabiasz do twojego domu? – zaśmiałam się.
- Dzień dobry, ciociu Marto! – usłyszałam słodki głosik.
- Dzień dobry, Igorku. Taki duży mężczyzna i już wstał?
- Tata mnie obudził no… A ciocia wie, że tatuś czyta książkę kucharską?
- Niedobry. Ooo, a po co? – spytałam zainteresowana.
- Bo chce cioci… – nie usłyszałam dalej, gdyż ktoś mu przerwał.
- Igor! Umawialiśmy się. Tajemnica! – w tle Alek go strofował.
- Czyli się nie dowiem, o co chodzi?
- Nie. Jak przyjdziesz wieczorem to się dowiesz.
- Szantażysta! Jaką mam pewność, że będę bezpieczna?
- Taką, że Igor z nami będzie – roześmiał się.
- I jak mogę odmówić? Piszę się na to. Do zobaczenia.
- Całuję.

          Robiłam śniadanie z wielkim uśmiechem na ustach. Siostra przyglądała mi się uważnie. Nic nie powiedziała jeszcze, ale widziałam, że ją korci.
- Pamiętasz o naszym traktacie o szczerości? – zagaiła w końcu.
- Taa…
A! Czyli do tego pije. Ciekawość ją zżera! Nie potrafiłam się zbyt długo znęcać nad swoją rodzoną siostrą. Mamy te same geny, bądź co bądź. Znaczy z gorylem też mamy te same, nawet 98%, ale rozumiecie, o co chodzi. Kocham Dorotę, nie goryla.
- No dobra. Co chcesz wiedzieć? – spytałam prosto z mostu.
- Naprawdę nie został na noc?
- Nie. Podwiózł mnie i pojechał do siebie.
- Tak po prostu? – podejrzliwa bestia.
- Noo… Pocałowaliśmy się, jeśli o to ci chodzi – wzruszyłam ramionami, próbując zachować obojętność.
- Jacy wy jesteście słodcy. Ale i tak najlepszy całus to ten na korytarzu – rozmarzyła się.
- Czy ty jakiś ranking prowadzisz? Doroto? – przeszyłam ją groźnym spojrzeniem.
- Tak tylko mówię. Bo wiesz… Takich sytuacji się nie zapomina.
- Ty swoje, ja swoje. Zjesz coś?
- Spod ręki mistrzyni zawsze.

          Leniłyśmy się obie na kanapie. W telewizji nic nie było, to przeszperałam płyty na półce i znalazło się kilka filmów godnych uwagi.
- Uwielbiam nic nie robić – westchnęła Dorota.
- Ja też. Kochasz mnie? – wypaliłam.
- Oczywiście, że tak moja siostrzyczko – przytuliła mnie do siebie. – A skąd to pytanie?
- Bo tak mnie naszło na czułości.
- Spokojnie, Alek ci ich niebawem dostarczy – roześmiała się.
- Pewnie. Śmiej się z Martusi – naburmuszyłam się. – A żebyś wiedziała, że tak. Jak na mojego faceta przystało… – urwałam. Bardzo dobrze, że w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. - Ja otworzę! – pognałam z dala od porażonej siostry.
- Witam kochana.
- Cześć Jusia. Co ty tu robisz? – uścisnęłam koleżankę.
- Wpadłam odwiedzić moje kumpelki. Nudziłam się sama.
- I dobrze zrobiłaś. Wejdź.

- Coś ty powiedziała? – Dorcia chyba się ocknęła.
- O co chodzi? – Justyna spojrzała zdezorientowanym wzrokiem.
- Justyś, może ty mi pomożesz. Musimy zadać Marcie pytanie.
- Jakie?
- Czy Aleh Akhrem jest twoim chłopakiem?
          No i masz… Uderzyły w sedno sprawy. Teraz patrzyły na mnie wyczekującym wzrokiem z rękami założonymi na piersiach. Jeszcze powinny nóżkami tupać. Martuś, nie daj się im!
- Noo.. – mruknęłam niemrawo.
- Tak czy nie?!
- Tak – opuściłam w dół głowę. Sama nie wiem, czemu.
- Och Martuś! To cudownie! – rzuciły się obie na mnie.
- Dziewczynki, ja się już dzisiaj myłam – uśmiechnęłam się.
- Nareszcie. Myślałam, że się nigdy nie zejdziecie.
- Dzięki siostra za szczerość.
- Oj no, taka prawda. Beze mnie i bez Buszka nie byłoby tego sukcesu – wypięła dumnie pierś.
- Taaa…
- Musimy to uczcić – entuzjazmowała się Justyna.
- Ale ja nie bardzo mogę wyjść… – spojrzałam na nie niepewnie.
- A to czemu?
- Bo mam zaproszenie na kolację… – odwróciłam głowę w bok.
- Od Alka?
- Uuu… No to w takim razie robimy cię na bóstwo!




|~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~|