… Gdy ucieczka staje się zbliżeniem …
A jednak się nie pomylił. Spotkali się. Co prawda, nakopie Igle w tyłek, za te cyrki. Jednak teraz myślał o tym, że wreszcie będą mogli porozmawiać i w ogóle. Spoglądał na idącą obok dziewczynę w kapeluszu. Teraz już znał jej imię. Od teraz była dla niego Martą.
Dziewczyna szła spokojnym krokiem, patrząc przed siebie. Podziwiał, jak wiatr igra z jej włosami, wykręcając je na wszystkie strony. W pewnym momencie zawiało jej wszystkie na twarz. Brunet wyciągnął rękę, by je odgarnąć. Ich dłonie spotkały się przy jej twarzy. Przerażona cofnęła swoją i czekała, co się wydarzy. Tymczasem on delikatnie uwolnił jej twarz od niesfornych kosmyków i uśmiechnął się ciepło.
|&&&|
On…mnie dotykał. Czułam każde muśnięcie opuszków palców na mojej twarzy. Tak ostrożny jeszcze nikt nie był względem mnie. I ten jego uśmiech. Chyba Igor ma go po nim.
- Wejdziemy? – spytałam wskazując na lokal.
- Panie przodem – otworzył drzwi. Usiedliśmy naprzeciw siebie. Kapelusz odłożyłam na bok. Czułam, że mnie obserwuje.
- Dlaczego tak patrzysz?
- Bo wcześniej nie miałem okazji. No i jesteś bez kapelusza.
- A propos.. Pisałeś, że…
- Tak, mam go w domu. Zapomniałaś go wtedy… – urwał zmieszany.
- Wiem kiedy. Byłam… oszołomiona. – Trudno mi się rozmawiało.
- Przepraszam za niewygodny temat, ale dlaczego uciekłaś?
- Sama nie wiem. Wszystko działo się spontanicznie. Nie powinnam się tak zachowywać.
- Potrzebowałaś tego, czułem to – oznajmił poważnie.
- Ale to nie znaczy, że mam się przytulać do obcych ludzi na ulicy. Skandalicznie się zachowałam.
- Nie jestem obcy, przecież wcześniej się spotkaliśmy. Poza tym to było miłe.Teraz rzadko przytulam kobiety – mruknął.
- Nie chciałam obudzić w tobie przykrych wspomnień.
- Sam to zrobiłem. Już mnie to tak nie boli. Czas leczy rany. Muszę żyć, bo świat za mną nie poczeka.
- Podziwiam cię. Tak dobrze sobie radzisz. Jesteś wzorem dla innych – wyznałam.
- Oj, niektórzy mają gorzej i lepiej sobie radzą. Po prostu pogodziłem się z brutalnym losem. A jak to u ciebie wygląda? Lepiej? – zadziwił mnie, że zapamiętał pierwszą rozmowę.
- Tak, chyba tak. Dobrze, że tamto nie zaszło za daleko. Uwolniłam się.
- Cieszę się. Widzisz, oboje po kilku miesiącach mamy inny punkt widzenia.
- No chyba… Ale zostawmy to, nie roztrząsajmy przeszłości. Co masz teraz w planach?
- Przede wszystkim dobry sezon. No i oczywiście opiekę nad Igorem.
- Będzie dobrze, najgorsze już minęło – uśmiechnęłam się krzepiąco.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
- Jest. Za to, że możemy normalnie porozmawiać. Jestem wdzięczny za to.
- Chociaż tyle mogę ci zaoferować.
- Nie wszyscy są tacy jak ty – złapał moją dłoń. Podskoczyłam z wrażenia na krześle. Martuś, skończ to. Nie możesz z nim dłużej przebywać.
- Miło słyszeć. Ja już muszę lecieć – poderwałam się z miejsca, zabrałam kapelusz i pognałam do wyjścia.
|&&&|
- Ale zaczekaj! – zdążył tylko krzyknąć. Wybiegł na zewnątrz, lecz nikogo nie zobaczył. Zawiedziony westchnął ze zrezygnowaniem.
Chciał jej jakoś okazać wdzięczność, podkreślić wyjątkowość. Chyba niepotrzebnie, bo znów uciekła i nie miał pojęcia, czy ją spotka. Wracał do domu, mając w głowie jedno imię. Marta…
- Chyba wam się przeciągnęło. Mogłeś napisać. Martwiłam się – upomniała go pani Czesia.
- Przepraszam. No troszkę się wydłużyło, taaa.. – naciągnął fakty.
- Dobrze, że wychodzisz na spotkania.
- Nie chcę tak często pani wykorzystywać.
- Przestań! Co ma do roboty samotna kobieta na emeryturze? Więc się mną nie tłumacz.
- Dobrze. To co na obiad? – zaglądnął nosem w garnki.
|&&&|
- Dorota, Dorota! Ale jaja! – brunet wpadł do mieszkania dziewczyny jak burza.
- Co się stało? Odpadł ci?
- Byliśmy… Ale, że co? Głupolko, Wacek na swoim miejscu. Zatem byliśmy wczoraj w knajpie na obiedzie i nie zgadniesz, co się stało?
- Zaraz, zaraz… Chyba się domyślam. Widziałeś moją siostrę?
- No ba, cała paczka ją widziała, Alek też! A jak go wcięło!
- O ta menda! Nic nie powiedziała – zasępiła się Dorota.
- W każdym bądź razie świetnie gotuje. Może to rodzinne? Ty też tak umiesz? – wlepił w nią swoje oczyska.
- Przykro mi, akurat tego nie potrafię.
- To nic. I tak jesteś cudowna! – pocałował ją znienacka.
- Mmm.. Fajnie wiedzieć – wymruczała.
W tym momencie trzasnęły drzwi i ktoś jak burza wpadł do mieszkania.
|&&&|
Obrałam kierunek dom. W szalonym pędzie pokonałam schody, drzwi i przedpokój. W salonie mignęła mi sylwetka siostry z chłopakiem.
- Cześć Rafał – rzuciłam, domyślając się i skierowałam do pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Chyba dopiero wtedy dotarło do mnie co zobaczyłam. Nieee… To nie może być prawda. Nieee…
Ponownie zajrzałam do salonu. Omiotłam wszystko bacznym spojrzeniem. Para stała zszokowana na środku. Teraz nie miałam wątpliwości. Nie miałam też zwidów.
- Wybaczcie, że przeszkadzam państwu, ale mam pytanie. Dlaczego nie powiedziałaś mi, ze spotykasz się z TYM Rafałem, co? Tyle czasu mnie oszukiwałaś!
- Martuś, to nie tak. Bałam się ci powiedzieć – wydusiła.
- Przepraszam, czy ja jakąś psychiczną fanką Buszka jestem? Nie! Czy byłabym zazdrosna? Nie! Czy nie potrafię zrozumieć? Ależ nie! Rozumiem, że status twojej siostry do niczego mnie nie uprawnia. Spoko, miłego wieczoru – trzasnęłam drzwiami.
- Kochanie, Martusiu, siostruniu. Wyjdź i porozmawiajmy – przekonywała mnie przez drzwi.
- Chyba trochę za późno na tą rozmowę.
- Nie chciałam ci robić przykrości. Tobie rozpadł się związek, a ja miałam ci trajkotać o moim facecie?
- To było parę miesięcy temu! Doszłam dawno do siebie!
- Skąd ja miałam wiedzieć? Nic nie mówiłaś. Tak dziwnie się zachowywałaś.
- Ale to nie przez Eryka.. – mruknęłam.
- A przez kogo? – spytała. Już miałam powiedzieć, ale przypomniałam sobie o siatkarzu w salonie.
- Nie obraź się, ale nie chcę się zwierzać przy twoim chłopaku.
- Rozumiem. Ale chodź do nas, pogadamy sobie. Naprawimy błędy.
- Dobra – wynurzyłam się do towarzystwa.
Cieszyłam się, że powróciła szczerość. Co prawda, czekała mnie chwila wyjawienia wszystkiego, ale w końcu Doris to moja siostra.
- A propos, Puszek zachwycał się twoim talentem kulinarnym.
- Tak? Od razu mi się przypomniała ta akcja w restauracji.
- Wybacz, ale nie mogliśmy się powstrzymać. Będziemy wpadać częściej – uśmiechnął się szeroko.
- Miło mi bardzo.
Zauważyłam, że spoglądają na siebie znacząco.
- Bo widzisz.. Mamy takie pytanie do ciebie.. – zaczęła Doris.
- Mam się bać?
- Razem zauważyliśmy pewną sprawę…
- Słucham?
- Czy.. czy ciebie coś łączy z Alkiem Akhremem? – usłyszałam Rafała. Na te słowa momentalnie zbladłam, osłupiałam i patrzyłam na nich ze strachem.
- Marta, co ci jest? Wszystko w porządku? – Dorota zaczęła mnie „badać”.
- Nie, nic – wychrypiałam.
- Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz. Po prostu się troszczymy.
- Kilka razy go widziałam, ale nic nas nie łączy… – mówiłam z wzrokiem wbitym w ścianę na wprost.
- To może ja już pójdę, a wy sobie pogadajcie – zadecydował brunet.
- Do jutra Okruszku – pocałowali się na pożegnanie.
- Ładnie razem wyglądacie – powiedziałam, gdy siostra z powrotem koło mnie usiadła.
- Czyli mamy twoje błogosławieństwo?
- Jeżeli to wam potrzebne, to macie.
- Super. A teraz dowiem się, o co chodzi z Akhremem?
- Już myślałam, ze zapomnisz… – przyznałam z rezygnacją.
- Takie rzeczy Dorotka pamięta. Proszę cię, powiedz prawdę.
I co miałam zrobić? Podzieliłam się z nią swoimi dotychczasowymi zdarzeniami. W końcu tylko jej mogłam. Wiedziałam, że mnie wesprze mimo wszystko.
- Oj ty szalona – uśmiechnęła się na koniec opowieści.
- No co?
- Dlaczego go unikasz? – przyjrzała mi się uważnie.
- Sama nie wiem… Głupio mi…
- Przecież jemu zależy na tej znajomości.
- Niby skąd to wiesz?
- Wnioskuję. Co ci szkodzi?
- On ma swoje życie, dziecko, klub. Nie mogę się wtrącać.
- Kochana, to normalny facet. Nie gryzie. Sugerujesz, że nie jesteś dla niego odpowiednia? – spytała, trafiając w sedno.
- Nooo… Tak.
- Wariatko. Przecież lepiej nie mógł trafić. Pasujecie do siebie idealnie.
- Nie przesadzaj. Poza tym nic z tego nie będzie. Nie wiem, co sobie wyobrażasz – burknęłam.
- Los jest po waszej stronie – zachichotała.
|&&&|
W poniedziałek od rana zawitałam do biura szefa. Przedstawiłam mój plan zatrudnienia Kasi w kuchni. Stanęło na tym, że będziemy pracować na dwie zmiany. Wybrałam sobie wieczory. Nawet pan Piotr był za tym. Spodobał mu się ten pomysł.
W kuchni zawsze było wesoło. Dobra atmosfera w pracy to podstawa.
- Słyszałem, że sobie nieźle radziłaś beze mnie – zagadnął.
- Oj tam. Tylko wypełniałam obowiązki.
- Bałem się, czy mnie nie wygryziesz.
- Niech pan tak nie mówi. Nie mogłabym.
- Ale podobno jakieś pochwały wpływały. No no no.
- Nic poważnego. Głupie żarty jakieś – mruknęłam znad patelni.
- Nie bądź taka skromna. Wszystko widziałam – krzyknęła do okienka Kasia.
- Potem mi opowiesz, bo od Marty to się nic nie dowiem – uśmiechnął się kucharz.
- Nawet jednego jedzeniem uwiodła! – wypaliła. Wybałuszyłam oczy, a ona uśmiechnęła się przebiegle.
- Przez żołądek do serca. Nie od dzisiaj tak mówią.
- Niech pan sobie ze mnie nie żartuje!
- Aaaa! Zapomniałam! Jesteś kooooochaaana! – rzuciła mi się na mnie i wyściskała.
- Za co to?
- No nie udawaj. Załatwiłaś mi większą pensje. Kosztem swojej.
- Cóż, mi nie potrzebny cały etat od rana do nocy i taka pensja. Tobie się przyda. Zatem od jutra panie Piotrze, rano będzie Kasia a ja wieczorem.
- Skoro tak się podzieliłyście. Będę miał miłe towarzystwo.
|&&&|
Alek odłożył słuchawkę. Otrzymał właśnie propozycję wyjazdu na wieś do znajomych jego rodziców. Niestety obecnie nie było mowy o urlopie. Miał gorący okres w klubie.
- A może pani by się przejechała? – zagadnął.
- Przecież nie zostawię cię samego.
- Poradzę sobie. Pani odpocznie, wykuruje się.
- Nie wiem… Mogłabym Igorka wziąć ze sobą na przykład. I my i ty byśmy odsapnęli, co?
- Hmm… No nie na długo, bo się zapłaczę za moim rojberkiem – spojrzał w stronę bawiącego się syna.
- Góra tydzień.
- Nie chce pani tak obciążać…
- A weź przestań! Jedziemy i postanowione!
- I kto mi będzie takie pyszne obiadki gotował? – udawał, że płacze.
- Nie dramatyzuj, kogoś przyślę do ciebie.
- To dobrze – odetchnął ostentacyjnie.
|&&&|
Przeciągnęłam się w łóżku. Czekał mnie kolejny słodki poranek pod kołderką. Lubiłam się wylegiwać i porządnie wyspać. Odpowiadał mi taki tryb życia. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Nie znałam tego numeru.
- Słucham?
- Dzień dobry. Nie wiem, czy mnie pamiętasz kochana.
- Już poznaję, pani od zakupów.
- Dzwonię w pewnej sprawie – zaczęła nieporadnie.
- Nareszcie się pani zdecydowała.
- Wyjeżdżam z synkiem sąsiada a wieś. Mój sąsiad zostaje sam i chciałabym, żeby miał kto mu pomóc.
- Hmm.. Skoro pani twierdzi, że sobie sam nie poradzi – mruknęłam.
- Martwię się o niego. Chcę mu zapewnić jakiś ciepły porządny posiłek, może zrobienie prania czy posprzątanie. Takie kobiece zajęcia.
- Chyba jestem skłonna spełnić pani prośbę.
- To cudownie. Przyniosę klucze jutro i dopowiem co trzeba. Będę zobowiązana.
- Nie ma za co – pożegnałam się.
|~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~|