Miłość w kapeluszu

Miłość w kapeluszu

31 grudnia 2010

|diez|



… Jakzdobywać, to dwa serca za jednym zamachem …


Dzisiaj miałam misję specjalną. Wracała pani Czesława z Igorem i potrzebowałam czegoś specjalnego. Zaryzykowałam i postawiłam na gołąbki. Dla małego zrobiłam trochę pulpecików przy okazji. Chciałam, żeby mu smakowało i wkraść się w jego łaski. Nie wiem po co, ale był takim kochanym dzieckiem. Kupiłam mu nawet prezent.

Wszystko było na tip-top. Alek prosto z treningu jechał po nich na dworzec. Niebawem mieli się zjawić. W końcu się doczekałam.
- Tatooo! A co to za niespodzianka? – usłyszałam.
- Zaraz zobaczysz synuś. Zajrzyj do kuchni.
Oparłam dłonie na krześle i czekałam.
- OoO! Pani ratownicka! – wykrzyknął malec.
- Nie jestem ratowniczką – kucnęłam obok niego.
- To kim?
- Można powiedzieć, że kucharką – uśmiechnęłam się.
- Tez fajnie.. I tak cię lubię – niespodziewanie zarzucił mi swoje rączki na szyję i przytulił się. Poczułam ciepło jego małego ciała, bicie jego serduszka. Przyjemne uczucie rozlało się po moim organizmie. Spojrzałam na wprost.
Alek stał w progu kuchni i opierał się o framugę drzwi. Spoglądał na nas z uśmiechem. Zauważyłam jego błyszczące oczy, a raczej szklane… Czy to były łzy?
- Jak masz na imię? Ja Igorek – przerwał tą sytuację mały.
- Bardzo ładnie. Ja jestem Marta.
- Siupel! Mam nową ciocię. Co nam ciocia Marta ugotowała? – spytał, gładząc się po brzuszku.
- Jesteś głodny? – roześmiałam się.
- Jak wilk. Tato! Też chcesz jeść?
- Pewnie. Siadajmy do stołu.

Podałam wszystko, co miałam przygotowane. Blondynek mlaskał, zajadając swoją porcję. Pani Czesia opowiadała o wyjeździe, cały czas uśmiechając się pod nosem. Aleh cały czas miał rozmarzony wzrok zdawało się, że był nieobecny.

- Ciociu! To jest pyszne!
- Cieszę się, że ci smakuje.
- Mały ma rację. Widzę, że zostawiłam cię w dobrych rękach – staruszka szturchnęła bruneta łokciem.
- Cooo? A tak, tak. W bardzo dobrych – uśmiechnął się serdecznie.
- To się cieszę.
- Tak właściwie, to my się znaliśmy już przedtem – wspomniał.
- Naprawdę? Co za zbieg okoliczności – roześmiała się.
- Aaa, mam coś dla ciebie, Igorku – wstałam i sięgnęłam upominek z szafy.
- Co to? – świecącymi oczkami próbował prześwietlić kolorowe pudełko.
- Odpakuj – zachęciłam go.
- Nie musiałaś. Po co się wykosztowałaś – brunet protestował.
- Cicho. To nic takiego – patrzyłam uważnie na reakcję chłopca.

Rozdarł papier i dorwał się do środka.
- Łaaał! Ale super! Uwielbiam lwy! Teraz będę groźny – potrząsał czapką trzymaną w dłoni. Znalazłam ją parę dni temu na wystawie sklepu. Natychmiast pomyślałam o małym Akhremie. Góra czapki była głową lwa niczym od maskotki a pobokach zwisały osłony na uszy.
- Może być? – spytałam.
- Odlotowa. Dziękuję – pochylił się nad stołem i cmoknął mnie w policzek. – Ale twój kapelusz też jest fajny – pocieszył mnie. Troszkę się zmieszałam, otrzymawszy do malucha tyle czułości. Jego nie dało się nie lubić.
- Chcesz zdjęcie w nowej czapce? – Białorusin przyniósł aparat.

Mały pozował i robił różne groźne miny.
- A może teraz zdjęcie z ciocią? – Alek przebiegle się uśmiechnął.
- O niee… Nie wrobisz mnie w to.
- Ciociaaa… Plose, plose, plose.
- No dobrze.

Brunet przyniósł mi kapelusz i sesja trwała. Wygłupiałam się z Igorem, a jego tata robił zdjęcia. Po chwili ja miałam lwa a on mój kapelusz. Uśmiechnęliśmy się do obiektywu.
- Dalej, stańcie razem, zrobię wam wspólne zdjęcie – pani Czesia wzięła Alkowi aparat z rąk i popchnęła go w naszą stronę. Wzięliśmy razem Igora na ręce, a on leżał zadowolony. Po kolei mały zmieniał naszej trójce nakrycia głowy.
- Dobra, a teraz jedno takie ładne – nie wiedziałam, co szkrab miał na myśli. – Stańcie obok siebie, o tak – popchnął nas bardzo blisko siebie, po czym chwycił nasze dłonie i złączył. Poczułam przepływający impuls. Spojrzeliśmy na ciebie i w tym momencie błysnął flesz.
- Chodź Iguś do kuchni, sprawdzimy czy coś zostało z tych pyszności – kobieta wycofała się z małym z salonu.

Staliśmy tak, patrzyliśmy sobie w oczy i nadal trzymaliśmy się za ręce. Widziałam błąkający się w kącikach jego ust uśmiech.
- Cwanego masz syna – przerwałam tę hipnotyczną chwilę.
- Wiem. Ma to po tatusiu.
- Z pewnością… – spojrzałam na nasze dłonie. Poczułam skrępowanie. – Wiesz, muszę już iść. Od poniedziałku wracam na studia – podeszłam do wieszaka i chciałam sięgnąć swój płaszcz, jednak jego ręka znalazła się na nim sekundę przed moją. Pomógł mi się ubrać.
- Czyli już nie będziesz mi gotować?
- Bardzo bym chciała, ale nie dam rady.
- Szkoda… To może wpadniesz kiedyś po zajęciach? – w jego oczach było tyle nadziei.
- Dobrze, postaram się – miałam nacisnąć klamkę, ale złapał mnie za ramię.
- Poczekaj. Obiecaj, że już nie uciekniesz.
- Alek, oj ty.. – zaśmiałam się.
- Obiecaj – wyglądał poważnie.
- Obiecuję, że się zobaczymy – na moje słowa odetchnął z ulgą.
- Oj, Marta… – westchnął.
- Co?
- Nie uciekaj… – szepnął zachrypniętym głosem tuż przy mojej twarzy.

Czekałam na to, co się zdarzy. Poczułam jak jego wargi delikatnie dotykają moich. To było jak mgiełka. Poddałam się mu i nawzajem muskaliśmy swoje usta.

- Babciu! Tata ślini ciocię Martę! Fuuuj! – Igor pognał do pokoju. Oderwaliśmy się od siebie zawstydzeni.
- No… Ten… Ja już pójdę… Do zobaczenia – wyjąkałam.
- Do zobaczenia.



|&&&|



Zamknął za nią drzwi i oparł się o nie. Uśmiechnął się sam do siebie. Nie planował tego, co się stało. Niby coś tam wcześniej czuł, ale dopiero dzisiaj, gdy zobaczył ją w objęciach synka, zrozumiał, że to coś więcej. Widział jak się przytulała z Igorem, wygłupiała i troszczyła. Dawno chłopiec nie odnosił się tak do żadnej kobiety. Chyba zdobyła serca ich obu. Nie wierzył, że jeszcze kiedyś się zakocha, a to chyba właśnie się stało…

Poszedł utulić syna na dobranoc.
- Tato? Poczytaj mi bajkę – poprosił.
- Dobrze, Wybierz jakąś.
- Masz „Królewnę Śnieżkę”, czytaj.

Blondynek słuchał uważnie całej opowieści, a gdy na końcu usłyszał o pocałunku, coś mu się przypomniało.
- Tatusiu. Czyli ty pocałowałeś ciocię Martę, tak?
Bruneta sparaliżowało to pytanie. Nie wiedział jak ma o tym rozmawiać z brzdącem.
- Tak.
- A dlaczego? – wlepił w ojca zaciekawione spojrzenie.
- No bo widzisz synku… To jest tak…
- Bo ona jest piękna i ci się podoba, tak? – zatkał Alka tym tłumaczeniem.
- Nooo taaaak…
- To fajnie. A też się pobierzecie jak Śnieżka i Książę?
- Zadajesz trudne pytania… Zanim się kogoś poślubi, trzeba się dobrze poznać.
- Aha… No dobra. Dobranoc.

W kuchni czekała na niego pani Czesia z herbatą.
- Nie poszła pani do siebie?
- Stwierdziłam, że mamy parę spraw do obgadania.
- Jeśli chodzi o tamto w korytarzu to…
- Nie tłumacz się, bo nie masz z czego – przerwała mu. – Cieszę się, że ci się układa na nowo.
- Chociaż zbytnio nie wiem, co to, to też się cieszę.
- Miłość kwitnie wokół nas. A tak się składa, że mam jej numer telefonu…Przydałby ci się? – zmierzyła go uważnie spojrzeniem.
- Jest pani aniołem – przytulił kobietę.



|&&&|



Już miałam zamknąć oczy, gdy usłyszałam sygnał smsa.

„Dziękuję za cudowny posiłek i wieczór. Igor jest tobą oczarowany. Nie tylko on… Chciałbym ci życzyć kolorowych snów, być może o mnie. Alek”

Uśmiechnęłam się czytając tą wiadomość. A jednak to wszystko nie było snem.

„Nie ma za co. Nie chciałam nikogo czarować. Słodkich snów, a nie koszmarów, więc beze mnie ;) Dobranoc”


Obudziła mnie Dorota swoją krzątaniną po kuchni. Weszłam, przecierając oczy, żeby zobaczyć co ona wyprawia.
- Wybacz, że ci przeszkadzam, ale czy mogłabym się dowiedzieć, co ty wyprawiasz?! – od najłagodniejszego tonu przeszłam do krzyku.
- No co się drzesz? Po co ten nerwy?
- Bo mnie obudziłaś, a miałam taki super sen. Było piękne lato, mieszkałam w jakimś domku na plaży. Ktoś zadzwonił do drzwi…
- … a na progu stał nagi Aleh Akhrem – zachichotała.
- A idź ty!
- … z napisem na klacie: „Bierz mnie Martuś”.
- Widzę, że się dobrze bawisz – nie kryłam poirytowania.
- Przednio. No już, nie oburzaj się tak. Nie chciałabyś? – Dorota mierzyła mnie uważnym spojrzeniem.
- To, że ma cudowne usta, nie oznacz, że chciałabym go przelecieć!
- Zaraz, zaraz… Cooo??
- O matko… Powiedziałam to? – spytałam przerażona. Siostra przytaknęła.
- Moja droga, widzę, że czas na poważną rozmowę. Chciałabym wiedzieć, co się wczoraj wydarzyło. Czy to co myślę?
- Taaak… Po… Alek… Poca… On mnie pocałował w usta…
- No nareszcie – uścisnęła mnie. – Cudowna wiadomość. Dlaczego ja muszę z ciebie wszystko wyduszać?
- Przecież ci powiedziałam. To z lekka krępujące…
- Nie ma się czego wstydzić. To nic złego. Cieszę się razem z tobą.
- Nie wierzę, że to się stało… Takie wspaniałe, że aż nierealne.
- Oj Martuś. Kochasz go, prawda? – zaskoczyła mnie.
- Eee no nie… Chyba… nie wiem…
- Czyli tak. I najwidoczniej on ciebie też. Puszek mówił, że radosny się ostatnio zrobił i że gra niesamowicie. To dzięki tobie.
- Oj tam. Nie przesadzaj. Nic nie zrobiłam. Ale odbiegłyśmy od tematu, co ty wyczyniasz?
- No wiesz, Rafał przyjdzie, a ja chcę mu pokazać, że umiem gotować.
- Zaimponować mu chcesz, ok. Co tam wymyśliłaś?
- No okazuje się, że nie umiem zrobić nic ambitnego… – posmutniała.
- Nie martw się, pomogę ci – poklepałam ją po ramieniu.
- Ale ja to mam ugotować, nie ty.
- Przypilnuję cię tylko, a sama będziesz kucharzyć, ok.? Wiesz, lubię tę kuchnię i nie chcę jej stracić.
- Małpa! – wytknęła mi język. Przeszkodził nam dźwięk smsa, który do mnie przyszedł. Dorota pognała i dorwała moją komórkę pierwsza.
- Wiadomość od Alek. Uuu, to sobie poczytam – poruszyła brwiami. – Dzień dobry Martuś. Mam nadzieję, że dobrze spałaś, bo ja wyśmienicie. Śniłem o tobie… Może znajdziesz chwilkę, żeby mi odpisać? Ja jadę na trening. Miłego dnia – skończyła. – Maaaatko, ale mu zawróciłaś w głowie. To co? Odpisujemy?
- Doroto! Ani się waż! To moja korespondencja!
- Dzień dobry Alusiu. Noc była wspaniała, bo też mi się śniłeś. Może śniło nam się to samo? Dla ciebie zawsze znajdę czas. Jedź ćwiczyć muskuły, lubię by przytulana przez silne ramiona.Wysłano – zrobiła niewinną minkę.
- Nie żyjesz!
- Ale Martusiu, nie gniewaj się. Miałaś mi pomóc, pamiętasz?
- Za to, co zrobiłaś, zapomnij o jakiejkolwiek pomocy!
- No proszę cię, zaraz wyślę sprostowanie, tylko mi pomóż! – lamentowała.
- Ale ci namieszał w głowie ten Puszek. No już dobrze, nie pobecz mi się tu.
- Jesteś aniołem – wyściskała mnie.
- Już dobrze. To co? Może naleśniki? – zaproponowałam.
- Eee… Jesteś pewna? Chyba za bardzo we mnie wierzysz.
- Dasz radę. Będę czuwała.

No i naleśniki wyszły Dorci cudowne. Rafcio zjadł tyle, aż mu brzuch się powiększył, a sama kucharka pękała z dumy.
- Wiesz, to teraz musimy te naleśniki spalić – brunet poruszył brwiami.
- Czyli znowu mam się ulotnić? – roześmiałam się.
- Nie kochana. Ty tu spokojnie siedź i się ucz, a my pojedziemy do Rafała – spojrzała na niego znacząco.
- Ooo dobry pomysł. Owocnej nauki i powodzenia – cmoknął mnie w policzek i pognali przed siebie.




|~~~~~~~~~~~~~~~~~|

18 grudnia 2010

|nueve|



… Poranek miły na rożne sposoby …


Wstał wcześnie rano. Wiedział, że jego dziewczyna o podobnej godzinie zaczyna wykłady co on trening. Dlatego postanowił jej zrobić małą niespodziankę. Podjechał pod znajome osiedle i wdrapał się po schodach na właściwe piętro. Delikatnie zapukał do drzwi. Szczęście mu dopisało i otworzyła Marta.
- Cześć Rafał, co ty tu robisz o tej godzinie?
- Przyszedłem obudzić moją Dodusię – wtargnął do środka i ostrożnie wszedł do pokoju brunetki.

Spała tak słodko. Co prawda, przybrała dziwną pozycję, ale cóż… Tułów miała wykręcony pod ostrym kątem, ręce nad głową, a nogi rozszerzone. Znalazł kawałek miejsca i ułożył się obok. Zbliżył się twarzą do niej i czule pocałował w usta. Nie musiał długo czekać na reakcje. Dziewczyna przebudziła się momentalnie i przerażona otworzyła oczy. Jednak, gdy zobaczyła Buszka, przyciągnęła go bliżej siebie. Podwinął jej koszulkę i masował ręką po brzuchu.

- Mmm.. Nie zapędzaj się Okruszku.
- A dlaczego?
- Bo Marta śpi.
- Już nie śpi – uśmiechnął się przebiegle.
- No to tym bardziej usłyszy.
- A myślisz, że ona nie wie, co się robi w łóżku? – chwycił ją pod koszulką za pierś.
- Aaa… Rafuś, zaskakujesz mnie.
- Chcę tylko miło zacząć dzień – ściągnął t-shirt i spodnie.
- Jakie widoki… Sam się rozbierasz, a przyjaciela więzisz w majtkach? Nieładnie…- pogroziła mu.
- Przepraszam, ja tu półnagi a ty jeszcze ubrana? Chyba muszę ci pomóc – pozbawił ją piżamy. Oboje zostali w dolnych częściach bielizny.
- Ja ściągam twoje ty moje – poruszył brwiami. Potem położył się na niej i tak chwilę leżeli, wpatrując się w siebie.
- Ptaszku, powiedz Dorotce dzień dobry – rozchylił jej nogi i niespodziewanie wszedł z całej siły.
- Puszeeeek!


|&&&|


Właśnie piłam kakao, gdy usłyszałam wrzask siostry. To nie był krzyk złości, o niee…Jakie to niewyżyte, no ja nie wiem. Nawet śniadania zjeść nie dadzą. Nie mogę tutaj zostać. Jak tak będą się drzeć, to nie mam zamiaru tego słuchać. Tylko gdzie mogłabym pójść o tej godzinie? Pierwsza myśl… Zdecydowanie najgorsza! Ale czy miałam lepszy pomysł?

No i oto wymyśliłam. Całkiem mnie pogięło. Stałam pod drzwiami siatkarza i zastanawiałam się, czy zadzwonić czy nie. No dobra, skoro tu jestem…
- Buszek, skąpcu, znów chcesz darmową podwózkę? Zamiast tyle na gumki wydawać, to paliwo kup do swojej limuzyny – usłyszałam zbliżający się głos.
- Cześć – wykrztusiłam, gdy zobaczyłam go w koszulce i bokserkach z kompletnym nieładem na głowie. Był taki… pociągający.
- Marta? – szok wymalował mu się na twarzy.
- Buszek przyjechał do mojej siostry i się integrują i słychać ich w całym mieszkaniu. A że nie miałam się gdzie podziać…
- Miło mi, że to własnie do mnie przyszłaś. Wejdź – wpuścił mnie do środka. Marto, przestań patrzeć na jego tyłek!
- Integrują, mówisz? To odwołuje ten tekst o gumkach. Lepiej żeby twojej siostry nie zapładniał – zaśmiał się.
- A wiesz, jak mu się da, to niech zapładnia – podsumowałam.
- Chciałabyś ciotką zostać?
- Pewnie, bym pomogła jej wychować dziecko. Miałabym kogo kochać. Sam przyznasz, że Igor to skarb.
- Tak, tak, jak najbardziej. Nie oddałbym go nikomu.
- Widać, jak bardzo go kochasz. Kiedy wracają?
- Hmm.. Chyba pojutrze.
- To przyrządzę wtedy coś specjalnego. A dzisiaj, co chciałbyś zjeść?
- W twoich dłoniach nawet cyjanek jest cukierkiem – spojrzał na mnie z jakąś taką… czułością?
- Nie przesadzaj. Takiej mocy nie mam i w życiu bym cię nie otruła.
- To dobrze. Ufam twojemu wyborowi, bo i tak będzie smaczne. A teraz pozwolisz, ale pójdę się przebrać. Przepraszam za przyjęcie w piżamie.
- Nic nie szkodzi. Jesteś u siebie – odkrzyknęłam. Obsłużyłam ekspres i zaparzyłam świeżej kawy.
- Mmm… Jesteś tu od 10 minut i już wiesz, czego mi trzeba – wszedł do kuchni, zaciągając się zapachem. Wręczyłam mu kubek. Sączył napój z półprzymkniętymi oczyma.
- To jeden z moich najlepszych poranków – wyznał.
- Dlaczego?
- Bo… bo z tobą. Naprawdę, lubię twoje towarzystwo. Mogłabyś nigdy nie odchodzić.
- To bardzo miłe, co mówisz. Schlebiasz mi – poczułam że się rumienię.
- Od dawna interesujesz się siatkówką?
- Nie wiem… Nie pamiętam początkowej granicy. W każdym bądź razie chyba siostra. Dorota mnie w to wciągnęła.
- A propos, to ci powiem, że dobry wpływ ma na Rafała.
- Serio? Wiesz, poznałam go niedawno. W końcu siostra dowiaduje się ostatnia…
- To znaczy, że liczy się z twoim zdaniem i obawia. Nie zrobiła tego na złość. Zresztą taki Puszek to się w towarzystwie zachować nie umie, więc tym bardziej się stresowała.
- Mądrze mówisz. No ale już jej wybaczyłam. Doszłyśmy do porozumienia.
- No popatrz. Szukałem cię nie wiadomo gdzie, a tak blisko miałem kontakt.
- Szukałeś mnie?
- Przecież kapelusz musiał wrócić do właścicielki. Poza tym parę spraw mieliśmy do załatwienia.
- I owszem…
- Ja się zbieram na trening, a ty tu sobie zostań. Tylko nie uciekaj zanim wrócę, ok.?
- Dobrze, do zobaczenia – krzyknęłam. Przestraszyłam się, gdy znalazł się obok mnie.
- Jesteś wspaniała – szepnął i cmoknął mnie w policzek. Potem zniknął za drzwiami.


|&&&|


- Widzisz geniuszu? Wypłoszyłeś moją siostrę.
- E tam. Znajdzie się, może gdzieś wyszła. A ty nie narzekaj, bo nie powiesz, że ci dobrze nie było – spojrzał na nią wymownie.
- No pewnie, że nie, mój ty budziku najsłodszy – zamruczała mu do ucha.
- Mów mi tak dalej – pęczniał z dumy.
- Nie, bo za dużo w pióra obrośniesz. Leć na trening, bo potem będziesz się tłumaczyć mną.
- Już mnie wyganiasz? Ja tu jeszcze wrócę i wtedy się policzymy – pogroził jej.
- Nie mogę się doczekać.


|&&&|


Już w klubowej szatni Alek zdradzał swój dobry nastrój. Nucił sobie pod nosem i uśmiechał się sam do siebie. Koledzy nie omieszkali tego zauważyć i skomentować.
- Akhrem, co ci? Anioł cię z rana w dupę kopnął? – krzyknął Krzysiek. Na te słowa do szatni wpadł zdyszany Rafał.
- Anielica chyba – mrugnął do kolegi. – Dzieńdoberek wszystkim.
Zgromadzonych zainteresowały słowa bruneta.
- A jak ma ta Anielica na imię? – spytał Michał.
- Nie ma żadn.. – zaczął się tłumaczyć Białorusin, ale Buszek mu przerwał.
- Marta, ma na imię Marta.
- Puszek, zamknij się – warknął przyjmujący.
- Spokojnie kolego, nie ma co się denerwować – uspokajał Wojtek.
- Nie bój się, nic jej nie powiem – wyszczerzył się Buszu.
- Tylko spróbuj!
- Wyluzuj. Nie pochwalisz się kolegom?
- Nie ma czym. Za dużo sobie Rafi wyobrażasz.
- Ale przyszła rano do ciebie, prawda? – toczyli swoją słowną potyczkę, a reszta przysłuchiwała się z ciekawością.
- A co miała zrobić? Zostać u siebie i słuchać twoich orgii z Dorotą?
Wszyscy spojrzeli na Buszka i rozległo się wielkie: Uuu…
- Zaraz, bo nie jarzę. Czyli Dorota Buszka mieszka z Matrą Alka, tak? – zapytał zdezorientowany Baranowicz.
- Tak, to siostry.
- No, to będziecie w rodzinie – zarechotał Igła.
- Wy sobie wszyscy za dużo wyobrażacie… – pokręcił głową Aleh.
- Przecież gołym okiem po tobie widać, że jednak coś się dzieje – podsumował Mateusz.
- Nie zapędzajcie się, ok.?
- No dobra…

Na treningu Alek tryskał niesamowitą energią. Skakał prawie pod sam sufit, atakował jak z armaty i słał serwisy nie do przyjęcia. Koledzy patrzyli na niego z chytrym uśmiechem na ustach.
- Nie wierzę w to, że nic się nie dzieje. Popatrz na niego. Kiedy taki był? Chyba z rok temu – zauważył Grzyb.
- Masz rację. Ja mu nie wierzę. Od dawna prowadzimy z Dorotą śledztwo o tej dwójce. Mówię wam, będą z tego dzieci – stwierdził Rafał poważnym tonem, po czym wybuchł śmiechem razem z kolegami.


|&&&|


Zastanawiałam się, co by mu smakowało. Przejmowałam się tym mocno, nie wiem czemu. Chciałam trafić w jego gust, chciałam jak najlepiej wypaść w jego oczach. Ale dlaczego? Po co? Przecież miałam się nie angażować, a brnę w to coraz dalej. Mogłabym tu siedzieć godzinami. Lubiłam jego mieszkanie. Niestety długo nie będę już przesiadywać, bo niebawem wracałam na uczelnię. Tam było moje miejsce. Przecież wykształcenie było moim celem.

- Nad czym tak myślisz? – poskoczyłam ze strachu, usłyszawszy jego głos tuż nad uchem.
- Matko, Alek. Chcesz mnie wystraszyć na śmierć?
- Przepraszam, skądże znowu. Swoich dobroczyńców nie zabijam.
- Oj ty! Idź lepiej umyć ręce.

- Czyli ta dziewczyna z którą widywałem Buszka, o której mówił, to twoja siostra Dorota, tak? – spytał między kęsami.
- Tak.
- Jakoś połączyłem te fakty przed chwilą.
- Spokojnie. Pytaj o co chcesz – uśmiechnęłam się kącikiem ust.
- O co chcę? – błysk pojawił się w jego oczach.
- Boże… Faceci myślą tylko o jednym. Ja nie wiem, nie potraficie bez tego funkcjonować czy jak?
- A skąd wiesz, o czym pomyślałem? Wyszło na to, że to ty myślisz o jednym. Niegrzeczna Martusia – pogroził mi palcem.
- Uważaj sobie. Nie wiesz, że z kucharzem dobrze żyć w zgodzie?
- Tak, tak. Postrasz mnie truciznami itd. – zaśmiał się.
- Żebyś się nie przeliczył.
- Mnie byś otruła? Mnie? Rzeszowską armatę, ojca Igora? Mnie, właściciela tych słodkich niewinnych oczu?
- Najpierw brałeś mnie na dziecko, teraz na litość… Naprawdę nie masz innych argumentów? – żartowałam sobie z niego.
- Mam – wyszczerzył się i położył mi pod stołem rękę na kolanie.
- Aaa! – krzyknęłam.
- Sama chciałaś argumentów – zrobił niewinną minkę.
- Pewnie, pewnie. Wszystko moja wina.
- Nie no, może nie wszystko – wytknął język.
- Dobra, ja się zbieram.
- Już uciekasz? Zostań jeszcze. Jak chcesz, możesz przenocować.
- Tak, tak. Sam na sam w nocy z napaleńcem. Wolę swoje łóżko.
- Dramatyzujesz. Moje też jest wygodne.
- Jednak nie sprawdzę. Muszę się uczyć.
- Idź, idź, pani profesor.


|&&&|


Przerażała mnie wizja nadrobienia wszelkich zaliczeń i kolokwiów. Notatki nadpływały na moją skrzynkę mailową. Byłam bardzo wdzięczna im wszystkim. Najgorliwsza okazała się Justyna. Sporządzała świetne, szczegółowe, konkretne relacje z wykładów, którymi mnie obdarzała. A ostatnio nalegała żeby mnie odwiedzić. Mgliście pamiętałam ją z pierwszego roku. Nie udzielałam się towarzysko, a ona obracała się w innych kręgach. Cóż, najwyższy czas się poznać, prawda? Uległam jej prośbom i dziś miała się zjawić.

- Cześć. Matko, że ja tu dotarłam – przywitała się.
- Aż tak źle?
- Nie no, wiesz, ja mam zdolności zagubienia w terenie – zaśmiała się.
- Zapraszam na herbatkę na rozgrzanie.
- Z wkładką? – poruszyła zabawnie brwiami.
- Obawiam się, że nie mam na stanie procentów.
- To nic. Następnym razem coś przyniosę.
- Dobrze. Zaraz pewnie wróci moja siostra. Nie zrażaj się, ona już jest taka odchylona od normy – mrugnęłam.
- Myślę, że się polubimy – stwierdziła brunetka. – Wiesz jaki sajgon był na uczelni, jak wyrzucali tego dziadygę? Normalnie afera jak nic. Dobrze, że cie przyjęli z powrotem.
- Jednak czasem istnieje sprawiedliwość. Bardzo zależało mi na tych studiach.
- Nie martw się, będzie ok.
- Dzięki za wszystko. Miałam z czego nadrabiać.
- Nie ma sprawy. I tak bym dla siebie robiła. Trzeba sobie pomagać. To kiedy zawitasz w nasze skromne progi?
- Być może od przyszłego tygodnia.
- To super. Wiesz, uczelnia urządza bal andrzejkowy. Przyjdziesz?
- No nie wiem… Nie mam z kim…
- A po co ci facet? Pójdziemy we dwie. Też jestem sama.
- Pomyślę… – przerwał mi zgrzyt zamka.
- Hej siostrzyczko, jeszcze nie popędziłaś ugotować kochankowi obiadku? Nieładnie – wpadła do mieszkania Dorota.
- Mogłabyś mnie nie kompromitować? – wysyczałam. – Poznaj Justynę, moją koleżankę z roku.
- Cześć. Wybacz jej tą drętwość. To z powodu braku seksu.
- Dorota!
- No i co się oburzasz. Leć pichcić Alkowi, a ja tu sobie z Justynką pogadam.Aaa… Weź go zaproś na bal andrzejkowy.
- Niby dlaczego? Poza tym idę z Justyną.
- Chłopa ci trzeba. Jej też jakiegoś znajdziemy – wyszczerzyła się.
- A ty swojego Puszka Okruszka zabierasz?
- Oczywiście, że tak.



|~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~|