Miłość w kapeluszu

Miłość w kapeluszu

31 grudnia 2010

|diez|



… Jakzdobywać, to dwa serca za jednym zamachem …


Dzisiaj miałam misję specjalną. Wracała pani Czesława z Igorem i potrzebowałam czegoś specjalnego. Zaryzykowałam i postawiłam na gołąbki. Dla małego zrobiłam trochę pulpecików przy okazji. Chciałam, żeby mu smakowało i wkraść się w jego łaski. Nie wiem po co, ale był takim kochanym dzieckiem. Kupiłam mu nawet prezent.

Wszystko było na tip-top. Alek prosto z treningu jechał po nich na dworzec. Niebawem mieli się zjawić. W końcu się doczekałam.
- Tatooo! A co to za niespodzianka? – usłyszałam.
- Zaraz zobaczysz synuś. Zajrzyj do kuchni.
Oparłam dłonie na krześle i czekałam.
- OoO! Pani ratownicka! – wykrzyknął malec.
- Nie jestem ratowniczką – kucnęłam obok niego.
- To kim?
- Można powiedzieć, że kucharką – uśmiechnęłam się.
- Tez fajnie.. I tak cię lubię – niespodziewanie zarzucił mi swoje rączki na szyję i przytulił się. Poczułam ciepło jego małego ciała, bicie jego serduszka. Przyjemne uczucie rozlało się po moim organizmie. Spojrzałam na wprost.
Alek stał w progu kuchni i opierał się o framugę drzwi. Spoglądał na nas z uśmiechem. Zauważyłam jego błyszczące oczy, a raczej szklane… Czy to były łzy?
- Jak masz na imię? Ja Igorek – przerwał tą sytuację mały.
- Bardzo ładnie. Ja jestem Marta.
- Siupel! Mam nową ciocię. Co nam ciocia Marta ugotowała? – spytał, gładząc się po brzuszku.
- Jesteś głodny? – roześmiałam się.
- Jak wilk. Tato! Też chcesz jeść?
- Pewnie. Siadajmy do stołu.

Podałam wszystko, co miałam przygotowane. Blondynek mlaskał, zajadając swoją porcję. Pani Czesia opowiadała o wyjeździe, cały czas uśmiechając się pod nosem. Aleh cały czas miał rozmarzony wzrok zdawało się, że był nieobecny.

- Ciociu! To jest pyszne!
- Cieszę się, że ci smakuje.
- Mały ma rację. Widzę, że zostawiłam cię w dobrych rękach – staruszka szturchnęła bruneta łokciem.
- Cooo? A tak, tak. W bardzo dobrych – uśmiechnął się serdecznie.
- To się cieszę.
- Tak właściwie, to my się znaliśmy już przedtem – wspomniał.
- Naprawdę? Co za zbieg okoliczności – roześmiała się.
- Aaa, mam coś dla ciebie, Igorku – wstałam i sięgnęłam upominek z szafy.
- Co to? – świecącymi oczkami próbował prześwietlić kolorowe pudełko.
- Odpakuj – zachęciłam go.
- Nie musiałaś. Po co się wykosztowałaś – brunet protestował.
- Cicho. To nic takiego – patrzyłam uważnie na reakcję chłopca.

Rozdarł papier i dorwał się do środka.
- Łaaał! Ale super! Uwielbiam lwy! Teraz będę groźny – potrząsał czapką trzymaną w dłoni. Znalazłam ją parę dni temu na wystawie sklepu. Natychmiast pomyślałam o małym Akhremie. Góra czapki była głową lwa niczym od maskotki a pobokach zwisały osłony na uszy.
- Może być? – spytałam.
- Odlotowa. Dziękuję – pochylił się nad stołem i cmoknął mnie w policzek. – Ale twój kapelusz też jest fajny – pocieszył mnie. Troszkę się zmieszałam, otrzymawszy do malucha tyle czułości. Jego nie dało się nie lubić.
- Chcesz zdjęcie w nowej czapce? – Białorusin przyniósł aparat.

Mały pozował i robił różne groźne miny.
- A może teraz zdjęcie z ciocią? – Alek przebiegle się uśmiechnął.
- O niee… Nie wrobisz mnie w to.
- Ciociaaa… Plose, plose, plose.
- No dobrze.

Brunet przyniósł mi kapelusz i sesja trwała. Wygłupiałam się z Igorem, a jego tata robił zdjęcia. Po chwili ja miałam lwa a on mój kapelusz. Uśmiechnęliśmy się do obiektywu.
- Dalej, stańcie razem, zrobię wam wspólne zdjęcie – pani Czesia wzięła Alkowi aparat z rąk i popchnęła go w naszą stronę. Wzięliśmy razem Igora na ręce, a on leżał zadowolony. Po kolei mały zmieniał naszej trójce nakrycia głowy.
- Dobra, a teraz jedno takie ładne – nie wiedziałam, co szkrab miał na myśli. – Stańcie obok siebie, o tak – popchnął nas bardzo blisko siebie, po czym chwycił nasze dłonie i złączył. Poczułam przepływający impuls. Spojrzeliśmy na ciebie i w tym momencie błysnął flesz.
- Chodź Iguś do kuchni, sprawdzimy czy coś zostało z tych pyszności – kobieta wycofała się z małym z salonu.

Staliśmy tak, patrzyliśmy sobie w oczy i nadal trzymaliśmy się za ręce. Widziałam błąkający się w kącikach jego ust uśmiech.
- Cwanego masz syna – przerwałam tę hipnotyczną chwilę.
- Wiem. Ma to po tatusiu.
- Z pewnością… – spojrzałam na nasze dłonie. Poczułam skrępowanie. – Wiesz, muszę już iść. Od poniedziałku wracam na studia – podeszłam do wieszaka i chciałam sięgnąć swój płaszcz, jednak jego ręka znalazła się na nim sekundę przed moją. Pomógł mi się ubrać.
- Czyli już nie będziesz mi gotować?
- Bardzo bym chciała, ale nie dam rady.
- Szkoda… To może wpadniesz kiedyś po zajęciach? – w jego oczach było tyle nadziei.
- Dobrze, postaram się – miałam nacisnąć klamkę, ale złapał mnie za ramię.
- Poczekaj. Obiecaj, że już nie uciekniesz.
- Alek, oj ty.. – zaśmiałam się.
- Obiecaj – wyglądał poważnie.
- Obiecuję, że się zobaczymy – na moje słowa odetchnął z ulgą.
- Oj, Marta… – westchnął.
- Co?
- Nie uciekaj… – szepnął zachrypniętym głosem tuż przy mojej twarzy.

Czekałam na to, co się zdarzy. Poczułam jak jego wargi delikatnie dotykają moich. To było jak mgiełka. Poddałam się mu i nawzajem muskaliśmy swoje usta.

- Babciu! Tata ślini ciocię Martę! Fuuuj! – Igor pognał do pokoju. Oderwaliśmy się od siebie zawstydzeni.
- No… Ten… Ja już pójdę… Do zobaczenia – wyjąkałam.
- Do zobaczenia.



|&&&|



Zamknął za nią drzwi i oparł się o nie. Uśmiechnął się sam do siebie. Nie planował tego, co się stało. Niby coś tam wcześniej czuł, ale dopiero dzisiaj, gdy zobaczył ją w objęciach synka, zrozumiał, że to coś więcej. Widział jak się przytulała z Igorem, wygłupiała i troszczyła. Dawno chłopiec nie odnosił się tak do żadnej kobiety. Chyba zdobyła serca ich obu. Nie wierzył, że jeszcze kiedyś się zakocha, a to chyba właśnie się stało…

Poszedł utulić syna na dobranoc.
- Tato? Poczytaj mi bajkę – poprosił.
- Dobrze, Wybierz jakąś.
- Masz „Królewnę Śnieżkę”, czytaj.

Blondynek słuchał uważnie całej opowieści, a gdy na końcu usłyszał o pocałunku, coś mu się przypomniało.
- Tatusiu. Czyli ty pocałowałeś ciocię Martę, tak?
Bruneta sparaliżowało to pytanie. Nie wiedział jak ma o tym rozmawiać z brzdącem.
- Tak.
- A dlaczego? – wlepił w ojca zaciekawione spojrzenie.
- No bo widzisz synku… To jest tak…
- Bo ona jest piękna i ci się podoba, tak? – zatkał Alka tym tłumaczeniem.
- Nooo taaaak…
- To fajnie. A też się pobierzecie jak Śnieżka i Książę?
- Zadajesz trudne pytania… Zanim się kogoś poślubi, trzeba się dobrze poznać.
- Aha… No dobra. Dobranoc.

W kuchni czekała na niego pani Czesia z herbatą.
- Nie poszła pani do siebie?
- Stwierdziłam, że mamy parę spraw do obgadania.
- Jeśli chodzi o tamto w korytarzu to…
- Nie tłumacz się, bo nie masz z czego – przerwała mu. – Cieszę się, że ci się układa na nowo.
- Chociaż zbytnio nie wiem, co to, to też się cieszę.
- Miłość kwitnie wokół nas. A tak się składa, że mam jej numer telefonu…Przydałby ci się? – zmierzyła go uważnie spojrzeniem.
- Jest pani aniołem – przytulił kobietę.



|&&&|



Już miałam zamknąć oczy, gdy usłyszałam sygnał smsa.

„Dziękuję za cudowny posiłek i wieczór. Igor jest tobą oczarowany. Nie tylko on… Chciałbym ci życzyć kolorowych snów, być może o mnie. Alek”

Uśmiechnęłam się czytając tą wiadomość. A jednak to wszystko nie było snem.

„Nie ma za co. Nie chciałam nikogo czarować. Słodkich snów, a nie koszmarów, więc beze mnie ;) Dobranoc”


Obudziła mnie Dorota swoją krzątaniną po kuchni. Weszłam, przecierając oczy, żeby zobaczyć co ona wyprawia.
- Wybacz, że ci przeszkadzam, ale czy mogłabym się dowiedzieć, co ty wyprawiasz?! – od najłagodniejszego tonu przeszłam do krzyku.
- No co się drzesz? Po co ten nerwy?
- Bo mnie obudziłaś, a miałam taki super sen. Było piękne lato, mieszkałam w jakimś domku na plaży. Ktoś zadzwonił do drzwi…
- … a na progu stał nagi Aleh Akhrem – zachichotała.
- A idź ty!
- … z napisem na klacie: „Bierz mnie Martuś”.
- Widzę, że się dobrze bawisz – nie kryłam poirytowania.
- Przednio. No już, nie oburzaj się tak. Nie chciałabyś? – Dorota mierzyła mnie uważnym spojrzeniem.
- To, że ma cudowne usta, nie oznacz, że chciałabym go przelecieć!
- Zaraz, zaraz… Cooo??
- O matko… Powiedziałam to? – spytałam przerażona. Siostra przytaknęła.
- Moja droga, widzę, że czas na poważną rozmowę. Chciałabym wiedzieć, co się wczoraj wydarzyło. Czy to co myślę?
- Taaak… Po… Alek… Poca… On mnie pocałował w usta…
- No nareszcie – uścisnęła mnie. – Cudowna wiadomość. Dlaczego ja muszę z ciebie wszystko wyduszać?
- Przecież ci powiedziałam. To z lekka krępujące…
- Nie ma się czego wstydzić. To nic złego. Cieszę się razem z tobą.
- Nie wierzę, że to się stało… Takie wspaniałe, że aż nierealne.
- Oj Martuś. Kochasz go, prawda? – zaskoczyła mnie.
- Eee no nie… Chyba… nie wiem…
- Czyli tak. I najwidoczniej on ciebie też. Puszek mówił, że radosny się ostatnio zrobił i że gra niesamowicie. To dzięki tobie.
- Oj tam. Nie przesadzaj. Nic nie zrobiłam. Ale odbiegłyśmy od tematu, co ty wyczyniasz?
- No wiesz, Rafał przyjdzie, a ja chcę mu pokazać, że umiem gotować.
- Zaimponować mu chcesz, ok. Co tam wymyśliłaś?
- No okazuje się, że nie umiem zrobić nic ambitnego… – posmutniała.
- Nie martw się, pomogę ci – poklepałam ją po ramieniu.
- Ale ja to mam ugotować, nie ty.
- Przypilnuję cię tylko, a sama będziesz kucharzyć, ok.? Wiesz, lubię tę kuchnię i nie chcę jej stracić.
- Małpa! – wytknęła mi język. Przeszkodził nam dźwięk smsa, który do mnie przyszedł. Dorota pognała i dorwała moją komórkę pierwsza.
- Wiadomość od Alek. Uuu, to sobie poczytam – poruszyła brwiami. – Dzień dobry Martuś. Mam nadzieję, że dobrze spałaś, bo ja wyśmienicie. Śniłem o tobie… Może znajdziesz chwilkę, żeby mi odpisać? Ja jadę na trening. Miłego dnia – skończyła. – Maaaatko, ale mu zawróciłaś w głowie. To co? Odpisujemy?
- Doroto! Ani się waż! To moja korespondencja!
- Dzień dobry Alusiu. Noc była wspaniała, bo też mi się śniłeś. Może śniło nam się to samo? Dla ciebie zawsze znajdę czas. Jedź ćwiczyć muskuły, lubię by przytulana przez silne ramiona.Wysłano – zrobiła niewinną minkę.
- Nie żyjesz!
- Ale Martusiu, nie gniewaj się. Miałaś mi pomóc, pamiętasz?
- Za to, co zrobiłaś, zapomnij o jakiejkolwiek pomocy!
- No proszę cię, zaraz wyślę sprostowanie, tylko mi pomóż! – lamentowała.
- Ale ci namieszał w głowie ten Puszek. No już dobrze, nie pobecz mi się tu.
- Jesteś aniołem – wyściskała mnie.
- Już dobrze. To co? Może naleśniki? – zaproponowałam.
- Eee… Jesteś pewna? Chyba za bardzo we mnie wierzysz.
- Dasz radę. Będę czuwała.

No i naleśniki wyszły Dorci cudowne. Rafcio zjadł tyle, aż mu brzuch się powiększył, a sama kucharka pękała z dumy.
- Wiesz, to teraz musimy te naleśniki spalić – brunet poruszył brwiami.
- Czyli znowu mam się ulotnić? – roześmiałam się.
- Nie kochana. Ty tu spokojnie siedź i się ucz, a my pojedziemy do Rafała – spojrzała na niego znacząco.
- Ooo dobry pomysł. Owocnej nauki i powodzenia – cmoknął mnie w policzek i pognali przed siebie.




|~~~~~~~~~~~~~~~~~|

1 komentarz:

  1. Lubię to! :D
    Relacje Marty i Alka są zupełnie inne od Doroty i Rafała, ale to właśnie jest genialne, że to tak pokazujesz :D
    Widać, że nie chcą się spieszyć, tylko małymi krokami do siebie docierać, poznawać się... ;) Zakochali się w sobie i to widać na kilometr, Igor jest nią oczarowany, czego chcieć więcej? :D Jego reakcja na pocałunek tych dwojga była obłędna :D
    Dorocie i Rafałowi układa się bardzo dobrze :D Tworzą genialną parkę, naprawdę haha :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń